Agnieszka Moroz | Wspieranie nastolatka
16080
post-template-default,single,single-post,postid-16080,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-13.1.2,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive
 

Wspieranie nastolatka

Wspieranie nastolatka

Rodzice komunikują dzieciom to, co uważają za właściwe i ważne. A żeby przekazywać dziecku wartości, potrzebna jest płaszczyzna porozumienia z nim, zainteresowanie dzieckiem w  różnych obszarach jego życia i  odpowiednie warunki do rozmowy – właściwy czas i miejsce. Tak naprawdę nastolatki bardzo liczą się z opinią rodziców. Tylko czasem trudno to dostrzec.

Czy kiedy dziecko dorasta, relacja między nim a rodzicami powinna zmienić się w partnerstwo? Pytam o to dlatego, że prowadzi pani program dla rodziców nastolatków pod nazwą „Domowe Partnerstwo”.

Partnerstwo jest potrzebne. To niezbędny element dorastania.

Wielu osobom myśl o  partnerstwie z  dzieckiem może się nie spodobać, bo wprowadza do tej relacji jakąś symetrię…

Partnerstwo to budowanie takiej relacji, w której uznajemy pełną autonomię drugiego człowieka i  jego prawo do podejmowania decyzji. Warto podkreślić, że do naszego programu trafiają przede wszystkim rodzice nastolatków powyżej 14. roku życia.

W wielu publikacjach można przeczytać, że rodzice nie są świadomi, jak wielką mocą dysponują, jeśli chodzi o kształtowanie postaw dziecka – np. wobec substancji psychoaktywnych. Czy z pani obserwacji wynika, że rodzice mają taką świadomość?

Nasuwa mi się raczej negatywna odpowiedź. Rodzice często nie wiedzą, że bardzo prostymi, delikatnymi zmianami swoich zachowań, mają szansę na poprawę relacji z dzieckiem i – dzięki temu – wywarcie większego wpływu na jego postępowanie.

Na czym może polegać taka drobna, choć efektywna przemiana w działaniu rodzica?

Często chodzi o to, od czego zaczęłyśmy rozmowę – o uświadomienie sobie potrzeby zbudowania partnerstwa z dzieckiem, relacji równoległej. Wielu rodzicom wydaje się, że ich rolą jest przede wszystkim formułowanie nakazów – że to jest sposób wpływania na zachowanie dziecka. Co warto podkreślić, zazwyczaj intencje rodziców są jak najlepsze. Wydawanie instrukcji to taki sposób komunikacji, który sprawdza się np. u małych dzieci, gdy uczą się nowych rzeczy. W  przypadku nastolatków może się okazać nieskuteczny, bo tu ważniejsze staje się otwarcie na dialog.

Problemem dorastających dzieci i  ich rodziców jest to, że nastolatki powoli odkrywają, co mogą zrobić sami, a czego nie. Chcieliby być samodzielni, ale też trochę wycofują się z  odpowiedzialności. Wielu rzeczy jeszcze nie potrafią, ale też nie chcą, by ktoś im pokazywał, jak należy coś zrobić. To ogromne wyzwanie i dla rodziców, i dla dzieci. Dorośli z reguły potrafią ze sobą negocjować, nastolatek dopiero się tego uczy. I bardzo ważne, by się nauczył! Choć zazwyczaj jest to związane z różnymi dotkliwymi starciami, obrażaniem się na siebie, gwałtownymi zachowaniami.

Bardzo często podczas pierwszego spotkania z rodzicem słyszę: „Zrobiłem już wszystko”. A kiedy pytam, co dokładnie ma na myśli, to okazuje się, że głównie były to nakazy i naciski. To bardzo ryzykowna strategia postępowania z nastolatkiem. Jeśli się udaje, to wspiera ona bierne zachowania dziecka, wywołuje efekt podporządkowania. To nie jest korzystna sytuacja dla rozwoju młodego człowieka, szczególnie w dzisiejszych czasach. Drugim efektem strategii opartej na nakazach i naciskach może być wywołanie u dziecka buntu. Na skutek nacisku budzi się opór – to naturalne.

Ale rodzicom zależy przecież na bezpieczeństwie i zdrowiu dzieci.

Już na pierwszych zajęciach prezentujemy różnice w sposobie myślenia nastolatków i osób dorosłych. W „Przysposobieniu do życia w rodzinie” Wiesława Sokoluka jest tabelka przedstawiająca różne punkty widzenia „starych” i „młodych”. To różnice w postrzeganiu czasu, ryzyka, nastawieniu do kwestii zdrowia, nowych doświadczeń. Młodym ludziom wydaje się, że ryzyko nie istnieje, czas jest czymś nieskończonym, a zdrowie jest niezagrożone. „Starzy” oceniają ryzyko przesadnie, ich czas się kurczy, nadmiernie boją się o stan swojego zdrowia. Dla rodziców to bardzo pouczające, bo zaczynają się zastanawiać, czy nie ma w nich za dużo  tego „starego zgreda”. Jeśli mówią do nastolatka z takiej perspektywy, to nie mają szans do niego trafić.

Nie chodzi o to, by z dnia na dzień stać się bardziej beztroskim rodzicem, tylko żeby zrozumieć punkt widzenia dziecka. I odwrotnie. Pracując z nastolatkami w ramach „Młodzieżowych Grup Wsparcia”, często widzę, że oni naprawdę chcieliby zrozumieć swoich rodziców i się z nimi dogadać.

Jak rozmawiać z  nastolatkiem, który z naszego punktu widzenia zachowuje się po prostu nieznośnie?

Warto np. ugryźć się w język w momencie, kiedy poziom emocji u dziecka i nas samych jest bardzo wysoki. Odczekać jakiś czas i dopiero wtedy w rozmowie z synem lub córką odnieść się do zachowania, które postrzegamy jako negatywne. Dopiero gdy emocje opadną, dostajemy szansę, by do dziecka dotrzeć. Wówczas poczucie bezradności rodzica będzie mniejsze, a wpływ na nastolatka – większy.

Badania wskazują, że aby zwiększyć szansę na to, że dziecko nie sięgnie po alkohol, trzeba jasno wyrazić swoje stanowisko: „Nie chcę, żebyś pił alkohol, nie akceptuję tego”. Czy rodzice chętnie podejmują ze swoimi nastoletnimi dziećmi temat używek?

Z moich rozmów z nimi wynika, że tak. Podejmują ten temat albo profilaktycznie, albo w momencie, gdy nabierają podejrzeń lub odkryją, że dziecko sięgnęło po alkohol. Z relacji rodziców wynika, że często zderzają się ze ścianą – to dzieci nie chcą rozmawiać z nimi o alkoholu.

Dlaczego?

Przekaz, o jakim pani mówi – „Nie akceptuję picia alkoholu przez moje dziecko” – to przekaz na temat wartości. Rodzice komunikują dzieciom to, co uważają za właściwe i ważne. A żeby przekazywać dziecku wartości, potrzebna jest płaszczyzna porozumienia z nim, zainteresowanie dzieckiem w  różnych obszarach jego życia i  odpowiednie warunki do rozmowy – właściwy czas i miejsce. Tak naprawdę nastolatki bardzo liczą się z opinią rodziców. Tylko czasem trudno to dostrzec.

„Moje dziecko w ogóle się ze mną nie liczy”. Często słyszy pani to zdanie?

Tak. Czasem mówię, że rodzice są jak dzieci.

Zabrzmiało kontrowersyjnie!

Chodzi mi o potrzebę natychmiastowej gratyfikacji. Rodzice oczekują, by dziecko natychmiast zareagowało tak, jak oni oczekują. Stąd częste poczucie zawodu i przekonanie o braku wpływu na zachowanie syna czy córki. To pułapka zbyt dużych oczekiwań. Tymczasem, zamiast liczyć na szybką poprawę, lepiej nastawić się na proces i odczytywanie maleńkich, ale pozytywnych sygnałów. Uczymy rodziców dostrzegania dobrych rzeczy w  sobie i  małych zmian w zachowaniu dzieci.

„Moje dziecko w ogóle mnie nie słucha”.

To też powszechna opinia. Tymczasem po jednej albo dwóch rozmowach z rodzicem widzę bardzo wyraźnie, że dziecko liczy się ze zdaniem matki lub ojca w wielu sprawach. Oczywiście nie w każdej – często akurat nie w tej, na której rodzicom szczególnie zależy. To bolesne, ale jednak warto sobie uświadomić, że nie jest tak, że dziecko w ogóle nas nie słucha.

Druga sprawa, którą zarzucają sobie rodzice, to brak konsekwencji w postępowaniu z nastolatkiem. Jednocześnie często nie dostrzegają mocnych stron relacji, jaką mają z dzieckiem – np. tego, że potrafią się z nim komunikować w bardzo otwarty, ciepły sposób. To ogromny zasób! Bo choć czasem dziecko postępuje całkiem odwrotnie, niż byśmy chcieli, to przecież jest mnóstwo miłych, dobrych rzeczy w  naszej relacji. Czasem słyszę od rodziców: „Gadamy sobie fajnie z córką, przytulamy się do siebie, ale ona nie chce się uczyć, nie słucha mnie”. Jeśli nie myśli się o tych dwóch sprawach – braku konsekwencji i ciepłych stosunkach – jako o czymś wzajemnie się wykluczającym, to wówczas ta pozytywna relacja z dzieckiem pomoże rodzicowi w zwiększaniu konsekwencji. Bo może o sobie myśleć w taki sposób: „Jestem w porządku rodzicem, potrafię okazać troskę dziecku, a to, że postawię mu granice oraz wymagania, nie znaczy, że je krzywdzę”.

Rodzice mają skłonność do wyostrzania swoich deficytów i  niedostrzegania atutów?

Tak. W naszej pracy chodzi m.in. o to, by znaleźć i nazwać te mocne strony. To na ich bazie można wprowadzać zmiany. Oczywiście warto mieć również świadomość tego, co nam nie wychodzi. Jeśli ktoś do tej pory nie stawiał granic i wymagań swojemu dziecku, to powinien zacząć to robić. Nigdy nie jest za późno. Bo dziecko musi mieć okazję się sprawdzić, dostrzec, że różni ludzie mają prawo od niego czegoś oczekiwać.

Można powiedzieć, że życie nastolatków toczy się w  dwóch równoległych światach – w „realu” i w sieci. Do tego drugiego świata rodzice często nie mają dostępu…

Tak, często nam o tym mówią. Mają wątpliwości, czy powinni np. zajrzeć do komputera dziecka i sprawdzić, co syn lub córka publikuje w mediach społecznościowych.
Powinni? Jeśli się na to decydują, powinni mieć świadomość, jak wielkie ryzyko rodzi ten krok dla relacji z dzieckiem. Zdarza się, że rodzic mówi nam: „Zajrzałem na Facebooka, zobaczyłem tam rzeczy, które mnie przeraziły. Co mam z tym zrobić?” No właśnie: co zrobić z tą tajemnicą? Utrata zaufania dziecka do rodziców często oznacza utratę szansy na zbudowanie lub utrzymanie dobrej relacji z nastolatkiem.

Dzieci mogą mieć tajemnice przed rodzicami?

Tajemnice w  życiu dorastającej dziewczyny czy chłopaka są czymś naturalnym. To ważny element tożsamości – wybór, którą część naszego świata udostępniamy, a którą zachowujemy dla siebie. Oczywiście bardzo korzystna jest taka sytuacja, w której rodzicom udało się utrzymać na tyle dobrą relację z dzieckiem, że w ważnych sprawach zwraca się właśnie do nich. Ale naprawdę trudno jest mi sobie wyobrazić sytuację, że rodzic wie o wszystkim. Wydaje mi się, że mogłoby to wręcz przynieść szkody dla rozwoju młodego człowieka.

Mówiła pani o  różnych problemach, z jakimi przychodzą rodzice. Czy można znaleźć dla nich wspólny mianownik i tak zorganizować zajęcia, by mimo odmiennych doświadczeń każdy z uczestników odniósł korzyść?

Problemy nastolatków rzeczywiście są różne, ale cele rodziców są podobne. Mówią nam: „Chcę mieć większy wpływ na dziecko”, „Chcę mieć z nim lepszy kontakt”, „Chciałbym choć czasem mieć poczucie, że syn mnie słucha”, „Chciałabym mniej niepokoić się o córkę”, „Chcę wiedzieć, co się dzieje z moim dzieckiem”. To wspólne sprawy wszystkich rodziców, dlatego na nich się skupiamy.

Staram się każdorazowo odpowiadać na zapotrzebowanie rodziców. Czasem trzeba wprowadzić więcej elementów dotyczących substancji psychoaktywnych, w innej grupie rozwinąć tematykę przemocy. Bywa, że potrzebne są bardzo konkretne informacje na temat pomocy instytucjonalnej dla dziecka – bo sytuacja jest na tyle poważna. Wtedy trzeba też pracować nad emocjami i poczuciem winy u rodziców związanym z  tym, że decydują się na umieszczenie nastolatka np. w placówce leczenia uzależnień czy socjoterapeutycznej. To bardzo trudne dla każdego rodzica.

W jednej grupie mogą znaleźć się rodzice uzależnionych nastolatków i tych, którzy mają za sobą pierwsze eksperymenty z substancjami psychoaktywnymi?

Tak. Ta różnica doświadczeń jest wielką siłą grupy. Czasem słyszę od rodziców, że kontakt z innymi matkami czy ojcami pomógł im np. przygotować się na różne sytuacje w życiu nastolatka albo zapobiec zaostrzeniu jego problemu. Zobaczyli, że pakowanie się w kłopoty przez dziecko to pewien proces. Była to motywacja do podjęcia w porę działań zapobiegawczych.

Z  kolei dla rodziców zmagających się z  bardzo zaawansowanymi problemami niezwykle istotna okazała się możliwość przebywania w grupie ludzi, która ich nie ocenia. Wręcz przeciwnie – rozumie, co przeżywają i jest skłonna o tym w otwarty sposób rozmawiać. Często po pierwszym czy drugim spotkaniu rodzice mówią o uldze. „Są ludzie, którzy przeżywają to samo, co ja!”. Bo rodzice nierzadko są ze swoim problemem sami, nie mogą liczyć na zrozumienie ze strony rodziny, a bywa, że  postawa bliskich stanowi dodatkowe obciążenie. Zgłasza się też do nas wielu samotnych rodziców, którzy zastanawiają się, czy gdyby nie rozwód, ich dziecko rozwijałoby się prawidłowo. Mogą tu spotkać matki i ojców, którzy – pomimo udanego małżeństwa – przeżywają podobne problemy ze swoimi dziećmi.

Czy presja bycia idealnym rodzicem to coś, z czym zmagają się uczestnicy pani zajęć?

Mam wrażenie, że ta presja staje się coraz większa. Dlatego często polecaną przeze mnie lekturą jest książka „Wystarczająco dobrzy rodzice” Bruno Bettelheima. Warto wspomnieć, że na rodziców wywiera się różnego rodzaju presje. Muszą być skuteczni w pracy, dobrze prowadzić dom, nadążać za biegiem spraw, jakie przynosi codzienne życie. I tak samo skuteczni mają być w roli rodzica.

Ma pani poczucie, że po ukończeniu programu „Domowe Partnerstwo” rodzice wychodzą wzmocnieni?

Nie otrzymują tu żadnej książeczki z instrukcją obsługi nastolatka. Ale po ukończeniu programu mówią o różnego typu korzyściach: poszerzeniu perspektywy, lepszym rozumieniu dziecka, większym spokoju. Spokój jest ważny, bo pomaga rodzicom podejmować racjonalne decyzje, szukać nowych rozwiązań, wychodzić ze swoich dotychczasowych nawyków, automatyzmów w reagowaniu. „Coś nie działa? Rób inaczej” – to prosta zasada, ale skuteczna.

SWIATPROBLEMOW.PL

Czytaj cały artykuł