Agnieszka Moroz | Uzależnienia
15651
post-template-default,single,single-post,postid-15651,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-13.1.2,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive
 

Uzależnienia

Uzależnienia

Uzależnienie to choroba. Jeśli zachoruje pani na zapalenie płuc, to nie dlatego, że ma pani słaby charakter. Prędzej mówiłbym o genach. Są osoby, którym trzeba pomagać niezależnie od tego, czy chcą zachować abstynencję, czy też nie. Często nałóg jest sposobem obrony przed jakimś problemem i lepiej skupić się najpierw na tym. Jedna z moich pacjentek jako dziewczynka była wykorzystywana seksualnie, a później bita przez męża. Te doświadczenia spowodowały, że sięgnęła po alkohol. Piła, żeby nie cierpieć, nie przeżywać upokorzenia i bólu. Dopiero dotarcie do źródeł problemów pomogło jej skutecznie wyjść z uzależnienia. Czasem nałóg nie jest najważniejszy.

Kawa, seks i papierosy, czyli rzecz o uzależnieniach

Nie ma ludzi bez nałogów – twierdzą specjaliści z Centrum Zdrowia Psychicznego w Warszawie.

Podobno można uzależnić się niemal od wszystkiego: od seksu, hazardu, zdrowej żywności, sportu, internetu. Coraz dłuższa jest ta lista. Jesteśmy bardziej podatni na uzależnienia niż nasi rodzice?
Mamy więcej możliwości. Ale naprawdę nowa jest propaganda sukcesu, brak zgody na to, by czasami mieć gorszy okres. Dziś, gdy człowiek doznaje frustracji, ma poczucie, że musi z tym natychmiast coś zrobić. A może właśnie nie! Poczuj swoją frustrację. Pozwól sobie na takie niepoprawne emocje, na zdenerwowanie, smutek, wściekłość, zamiast natychmiast poprawiać nastrój zakupami czy alkoholem.

Istnieje jakaś gradacja uzależniaczy bardziej i mniej niebezpiecznych?
W potocznym języku terminy: „uzależnienie”, „obsesja” czy „nawyk” są używane zamiennie. Chyba nawet modnie jest mówić, że jest się od czegoś uzależnionym. Ale w medycznym znaczeniu jest to choroba, ma konkretne objawy, które różnią je od przyzwyczajenia czy słabości. Po pierwsze, tolerancja na daną używkę – potrzebujemy jej coraz więcej lub coraz częściej, by uzyskać efekt dobrostanu, jeśli chodzi o narkotyki czy alkohol. Albo ukojenia, np. w uzależnieniu od seksu. Po drugie, głód, który sprawia że wpada się w ciąg. Po trzecie, różne szkody, jakie wynikają z uzależnienia: emocjonalne, zdrowotne, zawodowe, finansowe. Dla osoby głęboko uzależnionej nie istnieje inna, zamienna ekscytacja, jej życie kręci się wokół zdobycia i konsumpcji uzależniacza i doznania chwilowej ulgi. Praca, rodzina, przyjemności czy przyjaciele przegrywają z uzależnieniem.

Czy człowiek, który spędza całą dobę podłączony do iPhona, jest uzależniony?
Przyzwyczajenie, nawet najdziwniejsze, nie jest chorobą. Mówienie o uzależnieniu od serialu, telefonu czy porannej kawy jest nieporozumieniem. Poranna kawa, surfowanie w sieci czy przesiadywanie z telefonem to często standard danej grupy. Jedyne osoby bez jakichkolwiek słabostek to ludzie martwi. Zwyczaje, nawet uporczywe, czynią życie przyjemniejszym, wprowadzają element stałości, bezpieczeństwa. Nawet jeśli innym wydaje się to dziwne, że ktoś, dajmy na to, trenuje codziennie na siłowni. Od takich rzeczy też można się uzależnić, ale to zupełnie inna sytuacja.

Podam przykład. Jedna z moich pacjentek trenowała pięć razy w tygodniu lekką atletykę. Nagle obraziła się na sport, z dnia na dzień przestała trenować. Po trzech tygodniach rodzina wysłała ją do trenera, ponieważ nie byli w stanie jej znieść – stała się agresywna, wybuchowa. Jej organizm przeżywał szok związany ze zmianą trybu życia, ze spadkiem endorfin. Musiała wrócić do sportu i powoli zakończyć treningi. Ale pojawienie się objawów odstawiennych nie upoważniało do rozpoznania uzależnienia, brakowało wielu cech koniecznych do postawienia takiej diagnozy – uzależnienia psychicznego, przymusu ćwiczenia, zawężenia życia do myślenia o sporcie. Jeśli przejdzie pani operację i będzie zażywać przez dłuższy czas leki przeciwbólowe, to po odstawieniu będzie pani miała objawy odstawienne. Ale nie będzie pani czuła przymusu kontynuowania tego, nie będzie pani naciągać lekarza na recepty ani napadać na aptekę. A to różnica zasadnicza.

Znam osoby, które co tydzień muszą iść do galerii handlowej i coś sobie kupić. Taka nagroda za ciężki tydzień pracy. A może przymus kupowania?
Jeśli rezygnacja z zakupów sprawia, że te osoby zaczynają być drażliwe i nieprzyjemne dla innych, to mają objaw uzależnienia. Ale nie znam nikogo, kto by zmarł z powodu zakupów. Robimy w życiu różne rzeczy, nie zawsze mądre, nie można walczyć ze wszystkim. Nienawidzę wystąpień publicznych, a raz w miesiącu muszę poprowadzić prezentację. Przed każdą łykam środki uspokajające. Może poradziłabym sobie bez nich, ale czuję się bezpieczniej.

Powinnam się martwić?
To pytanie o postawienie granicy. Dopóki ma pani nad tym kontrolę, to w porządku. Ale jeśli się pani niepokoi, czy nie jest to przesadne uwiązanie, ja stałbym się czujny i spróbował poradzić sobie bez uspokajaczy. Alkoholicy w grupach terapeutycznych wspominają swoje początki właśnie tak: chcieli wypić odrobinę dla uskrzydlenia i przestać. Ale z czasem zaczynali pić na umór. Jednym z powodów picia jest potrzeba, żeby poczuć się lepiej, a doświadcza jej 90 proc. ludzi. Po zażyciu jest nam lepiej, nabieramy odwagi, problemy, które spędzają sen z powiek, nagle stają się błahe. To miłe. Tyle że osoby z predyspozycjami do uzależnienia częściej sięgają po takie wspomaganie. Jeśli w ferworze umiem zapomnieć o papierosie czy łyknięciu proszka uspokajającego, to nie dominują one mojego myślenia. Ale jeśli nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez tego…

Znajoma boi się rzucić palenie, ponieważ, jak argumentuje, jej mama za dużo pije i jest zakupoholiczką. Uważa, że to papierosy trzymają ją w ryzach i odciągają od cięższych nałogów. Czy jeśli przestanie palić, może łatwiej popaść w inne uzależnienie?
Ja sam paliłem ponad 30 lat, od 9 lat nie palę. Wiele lat mówiłem sobie i innym, że to przyjemne, że lubię, że pomaga w stresie – tworzyłem system iluzji i zaprzeczeń i w takim systemie funkcjonuje ta znajoma. Wymyślanie argumentów na korzyść nałogu, racjonalizowanie, to dowód na siłę uzależnienia i brak naszej decyzji, żeby rozstać się z „kochanym wrogiem”.

Nałóg dla wielu ludzi jest dowodem ich słabości. Czy szukanie pomocy, terapia nie jest jej kolejnym dowodem? Jestem słaba, bo chcę, by ktoś za mnie robił to, z czym powinnam poradzić sobie sama?
Teraz to się pani rozmarzyła – naprawdę myśli pani, że podczas terapii ktoś inny rzuci nałóg za panią? To tak nie działa. Terapeuta pomaga, ale każdy musi wykonać swoją pracę sam. Poza tym mówienie o słabości czy sile w kontekście uzależnienia jest nieporozumieniem. Uzależnienie to choroba. Jeśli zachoruje pani na zapalenie płuc, to nie dlatego, że ma pani słaby charakter. Prędzej mówiłbym o genach. Dzieci alkoholików adoptowane przez rodziców niepijących lub pijących w stopniu umiarkowanym dużo częściej popadają w alkoholizm niż adoptowane dzieci urodzone w rodzinach bez tego problemu.

Mówi się, że kobiety są bardziej podatne na uzależnienia.
Stare porzekadło branżowe mówi, że mężczyźni się uzależniają, a kobiety popadają w depresję. Jeśli chodzi o alkohol, to dawniej pojawiały się takie obserwacje, jednak badania tego nie dowodzą. Te obserwacje są skażone znakiem czasów, kiedy picie mężczyzn było dużo bardziej akceptowane niż picie kobiet. Kobiety piły w ukryciu. Z ogromnym poczuciem winy. Doprowadzało je to do dużo większej degradacji wewnętrznej, przekonania: jestem zła, wredna, niszczę, przekraczam. Gdy problem się ujawniał, to zwykle na etapie, gdy kobieta dawno już przekroczyła wszelkie granice.
Na pewno kobiety są podatne inaczej. Na przykład wiele z nich uzależnia się przez partnera. Kilka moich pacjentek to żony alkoholików. Żeby poradzić sobie z sytuacją, zaczęły brać proszki uspokajające, a potem przyłączyły się do picia. Mężczyźni rzadko wpadają w taki schemat.

Wiele osób lubi się napić czy zapalić, ale mają nad tym kontrolę.
Tak. Większość ludzi uzależnionych nigdy nie trafia na terapię. Jednak nierzadko nałóg ujawnia się zupełnie przypadkiem i jest szokiem nie tylko dla bliskich, lecz nawet dla samego uzależnionego. Kobieta ląduje w szpitalu z powodu złamanej nogi lub operacji wyrostka. Po kilku dniach spędzonych w miejscu bez dostępu do alkoholu rozwija się u niej pełen zespół abstynencyjny, nawet z psychozą. Widziałem takie sytuacje, kiedy zszokowany człowiek mówi: „Jaki zespół abstynencyjny, przecież ja tak dużo nie piję”. Pojęcie „dużo” i „mało” jest bardzo względne.
Poza tym jedną z cech uzależnienia jest zwiększenie się tolerancji na daną substancję. Przyszła do mnie kiedyś kobieta, mówiąc, że chce rzucić picie. Mieliśmy jeszcze wówczas taką zasadę, że rozmawiamy wyłącznie z tymi, którzy przynajmniej od doby są trzeźwi. Ta kobieta mówiła wyraźnie, stała prosto. Standardowo poprosiłem ją o dmuchnięcie w alkomat. Miała ponad trzy promile alkoholu we krwi. Ani ja, ani pani nie moglibyśmy utrzymać pionu, ba, leżelibyśmy na dywanie w stanie głębokiego upojenia.

Powiedział pan, że kiedyś o wyjściu z nałogu rozmawiało się z kimś, kto był czysty. Ta zasada się zmieniła?
W klasycznej terapii osób uzależnionych wciąż stawia się sprawę na ostrzu noża – albo rzucasz nałóg i całkowicie przyjmujesz wszystkie dogmatyczne zasady, albo nie masz tu czego szukać. Wybór jest w kategoriach czarno-białych. Niektórym taka metoda silnej ręki jest potrzebna. Ale są osoby, dla których to jest zbyt drastyczne. W Centrum Zdrowia Psychicznego prowadzimy terapię według metody redukcji szkód. Powstała w USA, w czasach wybuchu epidemii AIDS wśród narkomanów, którzy wcale nie zamierzali rozstać się z narkotykami. Po wprowadzeniu pewnych modyfikacji z powodzeniem stosuje się ją w wypadku innych uzależnień. Ta alternatywna metoda mówi: są osoby, którym trzeba pomagać niezależnie od tego, czy chcą zachować abstynencję, czy też nie. Bo część osób uzależnionych potrafi umiarkowanie używać alkoholu lub innych substancji.

To brzmi jak wyznanie z „Kawy i papierosów” Jarmuscha: odkąd rzuciłem palenie, mogę sobie spokojnie zapalić.

Żartuje pani, a ja mówię poważnie. Według tradycyjnego podejścia dopiero gdy człowiek się upora z uzależnieniem, można pracować nad innymi problemami. Ale z moich doświadczeń wynika, że często nałóg jest sposobem obrony przed jakimś problemem i lepiej skupić się najpierw na tym. Jedna z moich pacjentek jako dziewczynka była wykorzystywana seksualnie, a później bita przez męża. Te doświadczenia spowodowały, że sięgnęła po alkohol. Piła, żeby nie cierpieć, nie przeżywać upokorzenia i bólu. Dopiero dotarcie do źródeł problemów pomogło jej skutecznie wyjść z uzależnienia. Czasem nałóg nie jest najważniejszy.

NEWSWEEK.PL

Przeczytaj artykuł