Agnieszka Moroz | Ochrona granic
16599
post-template-default,single,single-post,postid-16599,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-13.1.2,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive
 
Zdrowie / Rozwój osobisty

Ochrona granic

Ochrona granic

nie możesz dawać czegoś, czego nie masz. Najlepsza forma obdarowywania innych wynika z obfitości. Dajesz w momencie, gdy czujesz, że możesz się czymś podzielić, że masz czegoś wystarczająco dużo. Wtedy dzielenie się jest pozbawione toksycznej energii, która spala Twoją duszę, gdy jesteś w przeciwnej sytuacji.

Najpierw zadbaj o siebie, później o innych

Widzę to na co dzień. Osoby, które nieustannie poświęcają swój czas i energię dla kogoś innego, nie zważając na swoje potrzeby. Oni sami się w tym wszystkim za bardzo nie liczą. Liczy się natomiast ktoś inny – mama, tata, ciocia Krysia, mąż Ryszard albo malutka, smarkata Amelia, która na coraz więcej sobie pozwala. Ta choroba wynika z braku samoświadomości albo/i jest echem niewłaściwego wychowania, co odbija się straszliwie na poczuciu własnej wartości kogoś, kto tego doświadczył. Tylko, że wiesz co? Wcale nie musi tak być.

Syndrom „Matki Teresy”

Syndrom „Matki Teresy” dotyczy w większej mierze zatroskanych kobiet. Pokorne cięrpiętniczki zdzierają się dla swoich pracodawców, znajomych i bliskiej rodziny, którzy nie odwzajemniają tej troski. I chcą więcej. Wszystkie „Matki Teresy” niosą w swoich delikatnych serduszkach to okropne uczucie, ważące grubo ponad tonę. To poczucie krzywdy. Bo w głębi doskonale zdają sobie sprawę, że coś jest nie tak. Że ktoś tu traci, kosztem kogoś innego. I mają całkowitą rację. Ponury żart polega na tym, że mimo wszystko nic z tym nie robią. Przyodziewają maskę dobrodusznych i uległych męczenników, zapominając, że to tylko maska, którą mogą w każdej chwili zdjąć.

Problem tkwi w nieumiejętnym egzekwowaniu własnych granic, które w praktyce u takich osób nie istnieją. Przypominają otwarte bramki dla uchodźców: „Zapraszamy wszystkich! Nakarmimy was, damy dach nad głową i edukację. I – uwaga – NIE CHCEMY NIC W ZAMIAN!”. Tak to niestety wygląda. Posiadanie własnych granic jest szalenie ważne, jeśli:

  • Nie chcesz dać sobie wejść na głowę Twojemu szefowi, który płaci Ci grosze, a wymaga od Ciebie cudów.
  • Robisz wszystko dla swojego partnera, ale kosztuje Cię to tyle, że na swoje potrzeby nie masz już energii i czasu.
  • Masz już dosyć bycia na każde zawołanie swoich znajomych i rodziny, którzy obciążają Cię swoimi problemami.

Przykładów jest znacznie więcej, ale myślę, że potrafisz odnaleźć w nich siebie, jeżeli ludzie, którzy Cię otaczają, w jakiś sposób nie respektują Twoich wysiłków.

Dlaczego musisz posiadać własne granice?

Zgadzając się na każdą prośbę, której nie chcesz tak naprawdę spełnić – szybko tracisz szacunek i uznanie osób z Twojego środowiska. Psychologia ma na to wytłumaczenie. Jeśli coś jest na wyciągnięcie ręki – nie ma wartości, bo jest czymś łatwo dostępnym. Nie trzeba się o to starać, ani inne takie. Niby to wszystko logiczne i w ogóle, a jednak tak wielu ludzi nie pojmuje podstawowych mechanizmów psychologicznych, które rządzą relacjami.

Jak już wspomniałem – „Syndrom Matki Teresy”, to często efekt niewłaściwego wychowania. Zazwyczaj wynika ze schematów wyniesionych z dzieciństwa, kiedy to należało być posłusznym dzieckiem, bo w przeciwnym wypadku groziło to śmiercionośnymi klapsami, niezadowoleniem rodziców i okropnymi wyrzutami sumienia. Więc taki skrzywdzony człowieczek dorastając, uciekł w posłuszność i zawsze starał się dbać o interes kogoś innego, bo wydawało mu się to rozsądne. No właśnie – „wydawało mu się”.

Jeśli chcesz uwolnić się od poczucia, że musisz poświęcać się dla kogoś – najpierw postaw własne granice. Oznajmij asertywnie swoim znajomym, że nie jesteś ich prywatnym terapeutą. Porozmawiaj szczerze o swoich oczekiwaniach odnośnie pracy ze swoim szefem – powiedz, że jesteś tylko człowiekiem, masz swoje życie i uważasz, że pieniądze, które zarabiasz są nieadekwatne do obowiązków, które wykonujesz. Wytłumacz swojemu chłopu, że nie jest kulinarnym kaleką i że może się nauczyć zrobić obiad. Zobaczysz jaka to ulga – postawić na swoim i żyć bardziej po swojemu.

Oczywiście nie ma nic złego w byciu pomocnym dla bliźnich, jeśli jest to robione w rozsądnych granicach. Zadowalanie innych nie może jednak stać się Twoją życiową misją. Głównie dlatego, że wiele na tym tracisz oraz…

Nie możesz dawać czegoś, czego nie masz

Jeżeli rezygnujesz z wolnego czasu, którego masz bardzo mało – tłoczysz w sobie poczucie frustracji z dużą domieszką smutku. Oddając każde swoje oszczędności na cele kogoś, na kim Ci zależy, nie masz środków, aby zadbać o siebie. Gdy w kółko poświęcasz się dla bliskich, nie spełniając swoich potrzeb – zaczynasz marnieć, wykonywać swoje obowiązki z coraz większym poczuciem krzywdy i paradoksalnie tracisz uznanie w oczach innych.

Bo widzisz – nie możesz dawać czegoś, czego nie masz. Najlepsza forma obdarowywania innych wynika z obfitości. Dajesz w momencie, gdy czujesz, że możesz się czymś podzielić, że masz czegoś wystarczająco dużo. Wtedy dzielenie się jest pozbawione toksycznej energii, która spala Twoją duszę, gdy jesteś w przeciwnej sytuacji.

Najwięcej dobra możesz dać, gdy faktycznie działanie to powoduje, że pozytywne uczucia przepływają przez Twoje ciało. Wówczas każdy zaczyna odbierać Cię zgoła inaczej. Pojawia się szacunek i wdzięczność, bo Twoje dawanie ma kongruentne źródło. Niektórzy mogą jednak nie zaakceptować Twojej „przemiany Kopciuszka” i nowych granic, ponieważ przez lata przywykli do wykorzystywania Cię do swoich celów i potrzeb. Dlatego nie bój się palić za sobą mostów, ale pamiętaj o tym, aby budować mosty nowe, „zdrowsze” dla Ciebie. Czyli otaczać się ludźmi, którzy dają tyle samo, ile biorą.

Miej na uwadze swoje dobro, bo życie masz tylko jedno. Cholera, po prostu zatroszcz się o siebie, gdy czujesz taką potrzebę! Świata i tak nie zbawisz, ale możesz zacząć od siebie. A dopiero w następnej kolejności zadbać o innych, bo wtedy właśnie ma to sens.

MARCINKWIECINSKI.COM.PL
Tutaj ten wpis