Agnieszka Moroz | Duchowość to wolność
16643
post-template-default,single,single-post,postid-16643,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-13.1.2,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive
 
Zdrowie / Duchowość

Duchowość to wolność

Duchowość to wolność

Duchowość zaczyna się wtedy, gdy stawiam sobie pytanie o mnie, o moją naturę i o sens mojego życia. Dzięki refleksji i szukaniu odpowiedzi na te najważniejsze pytania mam szansę świadomie i odpowiedzialnie kierować moim postępowaniem,  czyli wziąć odpowiedzialność za moje istnienie.

Duchowość warunkiem wolności – rozmowa z ks. Markiem DZIEWIECKIM,doktorem psychologii, członkiem Komisji Episkopatu Polski  ds. Trzeźwości, doradcą duchowym

Katarzyna Kulesza: Zacznijmy naszą rozmowę od wyjaśnienia terminu duchowość oraz rozpoznania znaczenia duchowości w życiu i funkcjonowaniu człowieka. Szczególnie ważny aspekt, a jednak mocno zaniedbany w przypadku osób borykających się z uzależnieniami.

Ks. Marek Dziewiecki: Duchowość to ta sfera, która czyni nas ludźmi, czyli sprawia, że mamy zdolności dalece i zaskakująco przekraczające to, co leży w  zasięgu najbardziej nawet człekokształtnych zwierząt. Chodzi o takie cechy i  zdolności, którymi dysponujemy jako ludzie, a które leżą poza zasięgiem naszego ciała. Mam na myśli zwłaszcza zdolność do rozumienia samego siebie, do poznawania prawdy o otaczającej nas rzeczywistości, do podejmowania decyzji w sposób wolny i odpowiedzialny, do wrażliwości sumienia, do odróżniania dobra od zła, czyli takich zachowań i  relacji międzyludzkich, które prowadzą nas do radości i  pogody ducha od zachowań i  relacji, prowadzących nas do krzywdy, cierpienia i kryzysu, uzależnień i rozpaczy. Dzięki duchowości jesteśmy w stanie kochać i przyjmować miłość, wypełniać podjęte przez nas zobowiązania, zmieniać własne postępowanie.

Viktor Frankl, psycholog, autor książki „Człowiek w  poszukiwaniu sensu” widzi człowieka jako istotę posiadającą trzy wymiary: biologiczny, psychologiczny i duchowy. Człowiekowi zależy przede wszystkim na istnieniu duchowym, na życiu z sensem. Rozwój duchowy musi się dokonywać w  sposób świadomy, poprzez akceptację siebie i  przyjmowanie odpowiedzialności za swoje życie. Czy ksiądz się z tym zgadza?

Z pewnością trafne jest dokonane przez tego psychologa rozróżnienie owych trzech sfer człowieczeństwa. Rzeczywiście ciało i psychika to nie jest jeszcze cały człowiek. Bez uwzględnienia sfery duchowej nie wytłumaczymy wielu naszych zdolności i zachowań. I to zwłaszcza tych, które są specyficzne dla człowieka i radykalnie odróżniają nas od zwierząt. Bez uwzględnienia duchowości nie wytłumaczymy choćby tego, że człowiek jest moralnie i prawnie odpowiedzialny za swoje zachowania.

Nie każdemu jednak zależy przede wszystkim na rozwoju duchowym i  na respektowaniu tego właśnie wymiaru człowieczeństwa. Ciało i psychika to sfery, które są „głośne”. One od dzieciństwa upominają się o to, byśmy je dostrzegali i respektowali ich potrzeby. Trudno ignorować dotkliwy głód czy nie czuć nacisku płynącego z popędu seksualnego. Trudno też nie zwracać uwagi na natrętne myśli czy intensywne stany emocjonalne, zwłaszcza te bolesne. Potrzeby cielesne, a także myśli, emocje i uczucia są w stanie „zagłuszać” w nas sferę duchową i tłumić potrzebę duchowego rozwoju. O ile kontakt z ciałem i psychiką jest spontaniczny, o tyle kontakt z tym, co w nas duchowe wymaga skupienia, wysiłku, dyscypliny.

Ma rację Frankl, gdy twierdzi, że istota duchowości polega na odkrywaniu sensu. Chodzi tu zwłaszcza o odkrywanie przez człowieka sensu własnego istnienia. Istotą duchowości jest zdolność człowieka do zrozumienia samego siebie, czyli do szukania pogłębionych i obiektywnych odpowiedzi na najważniejsze pytania: Kim jestem? Od kogo czy od czego pochodzę? Dlaczego pragnę być szczęśliwy? Jaki jest ostateczny cel mego istnienia? Co może mi pomóc osiągnąć ten sens?

Duchowość można rozwijać jedynie podejmując świadomy wysiłek. Zgadzam się z Franklem, że miarą rozwoju duchowego jest przyjmowanie odpowiedzialności za swoje życie. W  tym kontekście wolę natomiast nie używać terminu „akceptacja siebie”. Wyrażenie to może bowiem wprowadzać w błąd. Im bardziej jestem dojrzały duchowo, tym bardziej obiektywnie patrzę na samego siebie, na moje postępowanie i na moje relacje, jakie buduję z innymi ludźmi. Przyjmuję zatem do wiadomości prawdę o sobie. Nie zawsze jednak akceptuję moje cechy i zachowania. Gdy odnoszę się do samego siebie z coraz dojrzalszą miłością, wtedy nie oszukuję siebie, nie żyję w świecie fikcji czy iluzji, ale też nie każdą moją cechę i nie każde moje zachowanie akceptuję.

Czy brak akceptacji siebie nie prowadzi do konfliktu z samym sobą, obniżenia poczucia własnej wartości i bólu emocjonalnego, który ludzie często zagłuszają, sięgając po „znieczulacze”, takie jak alkohol, narkotyki, nałogowe zachowania – hazard, kompulsywne jedzenie?

Problemem nie jest brak akceptacji siebie, lecz brak miłości – przyjmowanej od innych i okazywanej samemu sobie oraz innym osobom. Jeśli krzywdzę siebie czy innych lub pozwalam siebie krzywdzić i akceptuję siebie w takiej wersji, to jedynie pogarszam moją sytuację i będę szukał ucieczki od rzeczywistości, która boli. Zawsze należy uznawać prawdę o sobie i przyjmować ją do wiadomości, bo kto siebie kocha, ten siebie nie oszukuje. Nie zawsze jednak należy akceptować siebie, bo kto bierze odpowiedzialność za swoje życie, ten z radością przyjmuje do wiadomości prawdę o tym, że wypracował już w sobie pewne wartościowe cechy i postawy, a z bólem przyjmuje to, że w innych wymiarach życia błądzi, krzywdzi siebie lub innych. Precyzyjnie określa to Program Dwunastu Kroków, który nie mówi o akceptowaniu siebie, lecz o przyznawaniu się do swoich wad i do wysiłku, by je z pomocą Boga usuwać.

Niektórzy twierdzą, że człowiek powinien akceptować siebie, ale nie akceptować swoich wad czy popełnianych błędów. Takie rozumowanie zakłada, że to nie ja mam określone wady, tylko że one istnieją niezależnie ode mnie. Zakłada też, że to nie ja się zachowuję, lecz że te zachowania „same się wydarzają”, niezależnie ode mnie. Tego typu założenia są bardzo niedojrzałe duchowo. Człowiek dojrzały w tej sferze wie, że nie zmieni swego błędnego postępowania dopóty, dopóki nie zmieni siebie i nie usunie określonych wad swojego charakteru. Przejawem dojrzałości duchowej jest mobilizowanie się do pokonywania własnych słabości i błędów. W odniesieniu człowieka do samego siebie precyzyjne odróżnianie miłości od akceptacji to ważne kryterium duchowej dojrzałości.

Zatem na czym, zdaniem księdza, polega istota duchowego rozwoju i w jaki sposób pracować nad własnym rozwojem duchowym? Często duchowość jest sprowadzana do zagadnień związanych ze sferą psychiczną i wrażliwością estetyczną – ćwiczenia relaksacyjne, słuchanie muzyki, techniki medytacji, jednak chyba nie o to chodzi.

Pierwszym warunkiem rozwoju duchowego jest właśnie trafne odróżnianie duchowości od jej namiastek. Zdolność do koncentracji, podziwianie piękna przyrody, zachwyt nad muzyką czy poezją to jeszcze nie jest duchowość. Wzruszać się muzyką, medytować nad jakimś dziełem sztuki czy zachwycać się pięknem zachodu słońca potrafi także ktoś, kto jeszcze nie wie, kim jest i po co żyje. Duchowość zaczyna się wtedy, gdy stawiam sobie pytanie o mnie, o moją naturę i o sens mojego życia. Dzięki refleksji i szukaniu odpowiedzi na te najważniejsze pytania mam szansę świadomie i odpowiedzialnie kierować moim postępowaniem, czyli wziąć odpowiedzialność za moje istnienie. Rozwój duchowy zaczyna się od myślenia i od respektowania zasady przyczynowości. Jeśli wszystko ma swoją przyczynę, to ja-człowiek nie wziąłem się znikąd. Skoro potrafię myśleć, decydować i kochać, to pochodzę od Kogoś, kto potrafi to czynić, a nie od nieświadomej siebie materii. Postęp duchowy wiąże się także z rosnącą świadomością, że nie jest przypadkiem to, że jedni ludzie żyją w wolności, miłości i  odpowiedzialności, a  inni wchodzą na drogę, którą Biblia nazywa drogą przekleństwa i śmierci. Rozwój duchowy umożliwia wybieranie drogi błogosławieństwa i życia. Warto pamiętać o tym, że radość to stan ducha, a nie chwilowy nastrój.

Co może nam tę radość stopniowo odbierać? Jakie czynniki stanowią poważne zagrożenie dla sfery duchowej?

Takich czynników jest niestety wiele. Po pierwsze, to tendencja do skupiania się człowieka na swoim ciele oraz mylenie trwałej radości, która jest owocem miłości, z chwilową przyjemnością, której doświadczyć są w stanie także ci, którzy nie kochają. Taka pomyłka to początek wchodzenia w uzależnienia, żeby na chwilę doznać ulgi czy „poczuć się” lepiej. Hedonizm i egoizm zabijają duchowość. Podobnie destrukcyjny wpływ na ducha ma kierowanie się przez człowieka emocjami czy subiektywnymi przekonaniami, bo one oddalają nas od obiektywnej prawdy o sobie i własnej naturze.

Ponadto przeszkodą jest wewnętrzny hałas albo bezmyślność, czyli działanie na zasadzie, że jakoś wszystko „samo” się ułoży. Kolejne zagrożenie rozwoju duchowego wynika z dążenia do tego, żeby więcej mieć, zamiast bardziej być (rozważnym, odpowiedzialnym, kochającym). Problemem jest także mylenie wolności i odpowiedzialności ze spontanicznością i życiem „na luzie”.

Od duchowości oddala próba uciekania od siebie i od prawdy o własnym postępowaniu. Bardzo niebezpieczne są karykatury duchowości, na przykład mylenie duchowości z cierpiętnictwem, dewocją czy naiwnym nadstawianiem drugiego policzka.

W pogoni za iluzją szczęścia i chwilowym zaspokajaniem potrzeby bycia ważnym, znaczącym i komuś potrzebnym, wikłamy się w relacje, które nas krzywdzą. Brakuje nam siły i odwagi, by zerwać z nałogiem, by wyjść z przemocowej relacji, by walczyć o dobrą stronę swojej osobowości. W jednym z artykułów pisze ksiądz, że ograniczenie ludzkiej świadomości i wolności pojawia się znacznie wcześniej niż uzależnienia. Czy rozwój duchowy jest warunkiem przezwyciężenia choroby alkoholowej? 

Troska o duchowość to najpierw warunek profilaktyki uzależnień. Jedynie ci ludzie – dzieci, młodzież, dorośli – mają szansę uchronić siebie przed popadaniem w uzależnienia, którzy już wiedzą, że sensem ich życia jest dobre postępowanie, a nie dobry nastrój. Takie osoby nie kierują się emocjami, lecz wyciągają z nich wnioski i korygują własne postępowanie oraz więzi międzyludzkie, gdy ich życie zaczyna boleć. Dzięki duchowości są w stanie kierować się zdrowym rozsądkiem, realizmem, normami moralnymi, Dekalogiem, doświadczeniem własnym i innych ludzi. Nie ma zatem wolności bez duchowości.

Tym bardziej nie ma wychodzenia z alkoholizmu czy innych uzależnień bez rozwoju duchowego. Popadanie w  uzależnienia to przejaw słabości ducha. Przezwyciężanie uzależnień to zwycięstwo ducha nad dominacją ciała, emocji, subiektywnych przekonań, złych nawyków, błędnych sposobów reagowania. Człowiek ma najpierw problem ze sobą i z własnym istnieniem, a dopiero w konsekwencji tego stanu rzeczy ma problem z upijaniem się czy innymi ryzykownymi zachowaniami. Wychodzenie z uzależnień nie tylko wymaga duchowego wysiłku. Wymaga wręcz dorastania do arystokracji ducha! Zasadę tę potwierdza fakt, że najlepszym w skali świata i najlepiej zweryfikowanym narzędziem odzyskiwania wolności stał się Program Dwunastu Kroków Anonimowych Alkoholików – z coraz większą liczbą jego aplikacji także do innych uzależnień. To program intensywnego rozwoju duchowego: od poczucia bezsilności i bezsensu do uznania prawdy o sobie i podjęcia tak solidnej pracy nad sobą z pomocą Boga i ludzi, że prowadzi to wręcz do świętości (por. Krok Jedenasty).

Sprawdzianem rozwoju duchowego jest odkrycie, iż człowiek nie może osiągnąć rozwoju i trwałej satysfakcji wtedy, gdy próbuje zaspokoić jedną ze sfer swego człowieczeństwa kosztem innych. Nie może zatem rozwinąć się i być szczęśliwym np. ktoś, kto koncentruje się na swoich potrzebach fizycznych kosztem potrzeb moralnych czy psychicznych. Podobnie nie może zaznać trwałej satysfakcji ktoś, kto kieruje się swoimi subiektywnymi przekonaniami kosztem swych więzi społecznych, norm moralnych czy przekonań religijnych. Z  tych samych względów nie może być szczęśliwym ktoś, kto dąży do dobrego samopoczucia emocjonalnego kosztem swojego zdrowia fizycznego, psychicznego czy duchowego.

W Stanach Zjednoczonych, gdzie profesjonalna terapia alkoholowa ma najdłuższe tradycje i zarazem najlepsze wskaźniki skuteczności, pomoc w  sferze duchowej jest istotnym elementem interwencji terapeutycznej. A jaką rolę pełnią doradcy duchowi w terapii uzależnień i grup wsparcia dla ludzi uzależnionych w Polsce?

W USA pomoc w rozwoju duchowym stanowi istotny element terapii uzależnień. Tak właśnie funkcjonuje choćby słynny ośrodek w Hazelden, czy inne ośrodki terapeutyczne, nawiązujące do modelu Minessota. W 1991 roku miałem okazję osobiście poznać pracę ośrodka w Ashley koło Baltimore oraz Guest House koło Detroit. W obu tych ośrodkach terapeutycznych nacisk położony jest na rozwój duchowy uzależnionego, a skuteczność terapii przekracza 80%. W  żadnym amerykańskim ośrodku terapeutycznym nie jest do pomyślenia to, by w zespole terapeutów nie było doradcy duchowego.

Również większość polskich specjalistów zgadza się co do tego, że terapia uzależnień powinna obejmować sferę duchową pacjenta i pomagać w zmianie jego filozofii życia. W naszym kraju lepiej jest zaprogramowana i realizowana interwencja w wymiarze psychologicznym niż duchowym. Sądzę, że istnieją dwie główne przyczyny tego zjawiska. Przyczyna pierwsza to niewielka jeszcze liczba specjalistów – świeckich i duchownych – przygotowanych do pełnienia funkcji doradców duchowych w terapii uzależnień. Drugą przyczyną jest mylne albo powierzchowne rozumienie duchowości. Nadal zdarza się tak, że program rozwoju „duchowego” ogranicza się do ćwiczeń relaksacyjnych, słuchania muzyki, technik koncentracji czy prowadzenia medytacji o czymś innym niż człowiek i sens jego życia.

Jeden z terapeutów amerykańskich stwierdza: „Ktoś mógłby nauczyć mnie techniki medytacyjnej lub sposobu modlitwy, dzięki którym potrafiłbym łagodzić niektóre objawy mego uzależnienia od stresu. Fakt, że technika ta należy do tradycji duchowej, nie czyni jej dla mnie duchową. Staje się ona prawdziwie duchowa dopiero wówczas, kiedy moje wysiłki prowadzą do miłości, a nie tylko mają na celu obniżenie ciśnienia krwi lub kwasoty żołądka” (1).

Czy rolą doradcy duchowego jest pomaganie uzależnionemu w  dojrzałym rozliczeniu się z przeszłością?

Z pewnością tak. Dojrzałe rozliczenie się z przeszłością jest konieczne, gdyż człowiek uzależniony w czynnej fazie choroby wyrządza wiele bolesnych krzywd innym ludziom i samemu sobie. Takie rozliczenie jest trudne, mogą tu bowiem pojawić się postawy błędne. Pierwszy błąd to przekonanie człowieka trzeźwiejącego, że nie ma co wracać do przeszłości i że ona „sama” się zagoi. Drugi błąd to zadręczanie siebie z powodu złej przeszłości, kiedy człowiek zaczyna wychodzić z uzależnienia i jego przekonanie, że wszystkie złe czyny były grzechem ciężkim, czyli także te, które pojawiły się w wyniku utraty wolności. Błąd trzeci to naiwne przekonanie, że inni powinni mi przebaczyć krzywdy, które im wyrządziłem w przeszłości tylko dlatego, że teraz już ich nie krzywdzę.

Zadaniem doradcy duchowego jest pomaganie trzeźwiejącemu, by ustrzegł się powyższych błędów, czyli aby uczciwie rozliczył się z przeszłością, wyciągnął z niej wnioski na teraźniejszość, a także żeby przeprosił i zadośćuczynił za wyrządzone krzywdy wszystkim ludziom, wobec których jest to możliwe.

Doradcy duchowi mają bardzo trudne zadanie. Aby taki doradca mógł sprostać niełatwej roli, musi być dobrze przygotowany. Warunkiem koniecznym jest jego osobisty rozwój duchowy, który umożliwia zajęcie dojrzałej postawy wobec własnego życia. Ksiądz w swoich tekstach przypomina, że w rozwoju duchowym potrzebni są mistrzowie, a nie jedynie nauczyciele, którzy pouczają czy upominają. Co odróżnia mistrza od nauczyciela? 

Nauczyciel to ideolog, który głosi określone idee i podpowiada określone zasady postępowania. Nawet jeśli jego podpowiedzi są słuszne, to pozostaje ideologiem, gdyż sam nie realizuje tego, co głosi. Jest jak kierunkowskaz, który nie idzie z podróżnikiem, a  jedynie wskazuje kierunek. W  twardej pracy nad sobą, jaką jest przezwyciężanie uzależnienia, skutecznie pomagają jedynie świadkowie, czyli ci, którzy własnym życiem i postępowaniem potwierdzają, że to, czego nauczają, jest możliwe do osiągnięcia.

Ponieważ duchowość to zdolność rozumienia tajemnicy całego człowieka, szkolenie doradców duchowych powinno obejmować zdobywanie wiedzy z  zakresu wielu nauk o człowieku: antropologii, filozofii, teologii, etyki, psychologii, duchowości. W praktyce najłatwiej przygotować do pełnienia tej funkcji osoby duchowne. Z jednej strony mają one przygotowanie z zakresu podstawowych nauk o człowieku, a z drugiej – cieszą się zwykle zaufaniem, które jest bardzo potrzebne w towarzyszeniu duchowym. Zatrudnienie kapłana w roli doradcy duchowego wymaga jednak tego, by przeszedł odpowiednie szkolenie z zakresu psychologii i terapii uzależnień. Dobrym doradcą duchowym może być ksiądz, który jest trzeźwym alkoholikiem, jeśli ma długoletni staż abstynencji oraz odpowiednie specjalistyczne przygotowanie.

Właściwe przygotowanie specjalistyczne do pracy z  osobami wychodzącymi z uzależnienia jest kluczowe do rozpoczęcia dialogu i  nawiązania relacji opartej na zaufaniu, że otrzymamy odpowiednie wsparcie i skuteczną pomoc, a nie pouczenia w tonie mentorsko-moralizatorskim na temat tego, co powinno się robić, a jakich zachowań musimy unikać.

Bycie doradcą duchowym to bycie mądrym przewodnikiem i przyjacielem, który osobie wychodzącej z  uzależnienia pomaga brać odpowiedzialność za własne życie w taki sposób, który zaczyna tę osobę cieszyć i czynić ją zdolną do radzenia sobie z trudnymi czasem zadaniami, jakie stawia przed nami codzienne życie.

SWIATPROBLEMOW.PL

Tutaj ten wywiad