16 mar Asertywność i stawianie granic
Swego czasu asertywność była hasłem, które można by określić jako „trendy”. Mówiło się dużo o byciu asertywnym, a treningi asertywności były niezwykle popularne. Każdy chciał się nauczyć mówić „nie!”. Pop-psychologia uprościła trochę to zagadnienie i ludzie zaczęli wierzyć, że asertywność to umiejętność mówienia „nie” w każdych okolicznościach. A sprawa jest trochę bardziej złożona.
Asertywność to tak naprawdę zdolność związana z umiejętnością stawiania granic, zdawaniem sobie sprawy z praw swoich i innych ludzi. Asertywność to także wyrażanie szacunku wobec potrzeb, zarówno swoich jak i osób, z którymi się stykamy.
Nasze granice, czyli to, co nas psychologicznie oddziela od innych ludzi i określa to, kim jesteśmy, mogą wyglądać bardzo różnie. Są osoby, które mają całkowicie otwarte granice i wpuszczają wszystko i wszystkich. O nich zwykło się mówić, że nie są asertywne, bo nie potrafią nikomu odmówić. Zgadza się, w tym przypadku osoba nie ma szans na obronę samej siebie i nie kontroluje tego co do niej przychodzi. Na drugim krańcu mamy ludzi, których granice są całkowicie zamknięte, nie dopuszczają do siebie nikogo ani niczego. Z pozoru nie mają problemu z odmową, ale często stosują wykręty i wymówki, nie wchodząc w bezpośrednią komunikację lub stają się agresywne. Jeśli oglądaliście film „Jestem na tak” („Yes-man”), to główny bohater przechodzi drogę od totalnego zamknięcia do całkowitego otwarcia. W efekcie widzimy, że ani jedna ani druga skrajność nie jest dobra.
Dobre granice, to granice elastyczne, które świadomie dostosowujemy odpowiednio do sytuacji, naszego samopoczucia, woli, chęci. Możemy się zamknąć przed czymś, co uważamy za niebezpieczne, albo na co nie mamy akurat ochoty. Możemy otworzyć się na coś, co nas ciekawi albo czego potrzebujemy. Ważna jest świadomość, że możemy sami podejmować decyzje z tym związane. Co więcej, mamy prawo komunikować się na ten temat z resztą świata. Osoby, które mają kłopot z asertywnością często chcą odmówić, ale nie potrafią zrobić tego wprost. Zjada je poczucie winy, że powinny inaczej albo, że nie mogą ranić innych osób swoją odmową. Dlatego brak asertywności często związany jest z niskim poczuciem wartości i dużą potrzebą akceptacji przez innych.
Nataniel Braden, psycholog zajmujący się samooceną, asertywność definiuje jako „szanowanie własnych pragnień, potrzeb, wartości i poszukiwanie właściwych form wyrażania ich w życiu„. Mówi się też o pewnych „prawach asertywności”, których należy mieć świadomość przy asertywnej komunikacji. Herbert Fensterheim sformułował kilka takich praw:
- Masz prawo do wyrażania siebie, swoich opinii, potrzeb, uczuć – tak długo, dopóki nie ranisz innych.
- Masz prawo do wyrażania siebie, nawet jeśli rani to kogoś innego – dopóki Twoje intencje nie są agresywne.
- Masz prawo do dysponowania swoim ciałem, czasem i własnością, jeśli to, co robisz jest dobre dla innych.
- Masz prawo do przedstawiania innym swoich próśb – dopóki uznajesz, że oni mają prawo odmówić.
- Są sytuacje, w których kwestia praw poszczególnych osób nie jest jasna. Zawsze jednak masz prawo do przedyskutowania tej sytuacji z drugą osobą.
- Masz prawo do korzystania ze swoich praw.
Jak widać, asertywność opiera się między innymi na otwartej komunikacji. Jeśli nie podoba ci się to, co robi/mówi druga osoba, jeśli czujesz się zraniony, wyrazem szacunku dla ciebie i dla niej będzie otwarte powiedzenie o swoich uczuciach. Chowanie się, ściemnianie, czy przemilczenie sprawy sprawia, że osoba zraniona gorzknieje i raczej nie ma wewnętrznego spokoju, a osoba raniąca może nawet nie zdawać sobie sprawy z tego, co robi. Jak możemy inaczej zmieniać swoje zachowanie, niż poprzez branie pod uwagę informacji zwrotnych od innych ludzi? A jak możemy zmieniać cokolwiek, jeśli informacji zwrotnej jest brak?
Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że czasem trudno jest o „komunikację wprost”. Na przeszkodzie mogą stawać różne rzeczy. Czasem nikt nas najzwyczajniej tego nie nauczył i nie mamy odpowiednich wzorców. Czasem boimy się opinii czy reakcji drugiej osoby. Czasem czujemy się źle i nie mamy ochoty z nikim gadać, a tym bardziej otwarcie. Jednak każdy krok przekraczający własne bariery owocuje nowymi, wartościowymi doświadczeniami. Później okazuje się, że warto jest wyrażać swoje potrzeb i emocje, bo to wzbogaca nasze życie i relacje z innymi. Może też się okazać, że otoczenie nie jest przyzwyczajone do nowego sposobu komunikacji („Zawsze był taki cichy, spokojny i uprzejmy, a teraz coś takiego z niego wyłazi”) i reaguje w niezbyt przyjemny sposób. Cóż, czasem trzeba to przełknąć, bo w końcu każdy ma prawo do własnej reakcji. A my mamy prawo do wyrażania siebie, bez względu na to, co myślą na ten temat inni. Jeśli nie mylimy asertywności z agresją lub nadmiernym bronieniem się, wszystko ostatecznie powinno być ok. Poza tym, co to za otoczenie, które nie respektuje naszych praw? Może trzeba coś zmienić.
Chciałam jeszcze wspomnieć o pewnej technice, którą jak zauważyłam w mojej pracy warsztatowej, często stosują kobiety, uznając, że jest to zachowanie asertywne. Chodzi mi o stosowanie uników i wycofywanie się „dla świętego spokoju”. Wracamy do kwestii informacji zwrotnej. Jeśli ktoś przekracza naszą granicę, a my robimy coś „na odczepnego”, nie informując jasno, że nie życzymy sobie takiego traktowania, osoba ta uznaje (nawet nieświadomie), że jej strategia jest skuteczna. I będzie tak nadal robić. Stawianie granic polega na aktywnym działaniu, uniki nie są efektywne. Z drugiej strony, ostatecznym barometrem jest nasze samopoczucie. Czasem coś nas po prostu nie obchodzi i „spływa jak po kaczce”, wtedy zignorowanie czyjegoś ataku jest spójne z naszą postawą i w efekcie staje się postawieniem granicy.
Zdarza się czasem tak, że gdy już zbierzemy się w sobie (ja tak czasem mam), to pod wpływem emocji, przejęcia całą sytuacją i solennych obietnic, że będziemy bronić swoich praw, zamiast komunikatu asertywnego, czyli pełnego szacunku, wychodzi ostre „grrrrr”… Ale asertywność, jak każda inna zdolność, wymaga treningu. Uważam, że jeśli ktoś zawsze dawał sobą pomiatać i nagle zaczyna się bronić, nawet w złości i agresywnie, to jest to pierwszy krok w dobrym kierunku. Zresztą, przeżywana złość i gniew często są wewnętrzną informacją, że ktoś przekroczył nasze granice. Czasem trzeba je ujawnić, dobrze się im przyjrzeć i zdać sobie sprawę z tego, co się stało. Kontakt z emocjami jest podstawą dobrych i zdrowych relacji z innymi i z samym sobą.
Asertywność to tak naprawdę tylko jakieś hasło. Po rozmowie z moją znajomą, doszłam do wniosku, czym przyznaję jej rację, że tak naprawdę chodzi o słuchanie siebie, swojego wewnętrznego głosu i podążanie za nim. Do tego trzeba dołożyć uważne słuchanie głosów i potrzeb innych i nasze działania niejako z natury stają się asertywne. I uczenie się asertywności jako zestawu pewnych zachowań ma swoje ograniczenia, bo może się okazać, że są wewnątrz nas części, które się z tymi zachowaniami nie zgadzają. Wtedy trzeba się im przyjrzeć i porządkować sprawy od wewnątrz. Z drugiej strony, czasem wiemy, że nasze zachowanie nie jest spójne z wewnętrznym poczuciem, ale nie wiemy jak można zachować się inaczej. Wtedy wsparcie z zewnątrz i trening zachowania może być bardzo przydatny. Czyli tak naprawdę zmiana powinna zachodzić dwutorowo – na poziomie świadomości wewnętrznej i na poziomie zewnętrznych zachowań.
Podsumowując, co nam daje asertywność, czyli działanie spójne ze swoimi własnymi potrzebami? Przede wszystkim więcej luzu psychicznego, czyli redukuje stres związany z relacjami z innym ludźmi. Nie musimy już walczyć, tylko w jasny sposób stawiamy swoje granice. Nie musimy czuć się podle, bo znowu ktoś nas wykorzystał, tylko potrafimy zadbać o siebie i swoje samopoczucie. Komunikujemy się otwarcie i konflikty zamiast eskalować, są rozwiązywane na najwcześniejszych etapach. Jest mniej nieporozumień i błędnego widzenia rzeczywistości. Inni ludzie nie muszą zgadywać co czujemy i wiedzą jak się w stosunku do nas zachować. Czujemy się szanowani i mamy szacunek dla innych, co zawsze przynosi wiele radości w kontaktach międzyludzkich.
POZASCHEMATY.PL