Agnieszka Moroz | Załamanie nerwowe
16268
post-template-default,single,single-post,postid-16268,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-13.1.2,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive
 
Depresja

Załamanie nerwowe

Załamanie nerwowe

Jednym z wielkich problemów ludzi jest to, że jesteśmy zbyt dobrzy w zaciskaniu zębów i jeździe na oparach. Jesteśmy ekspertami w poddawaniu się wymogom zewnętrznego świata, realizacji oczekiwań i działaniu wedle określonych przez innych priorytetów. Stawiamy się gotowi do obowiązków i dbamy o tytuł grzecznego chłopca lub dziewczynki – i możemy utrzymywać ten stan swymi magicznymi zdolnościami przez dziesiątki lat bez drgnięcia powieki czy kącika ust.

Aż wreszcie, nagle, ku zdziwieniu otoczenia i nas samych, łamiemy się. Załamanie może przyjąć wiele form. Możemy nie być w stanie wstawać już z łóżka. Popadamy w katatoniczną depresję. Rozwija się w nas konsumujący wszystko społeczny lęk. Odmawiamy jedzenia. Bredzimy bez sensu. Tracimy władzę na częścią ciała. Chcemy zrobić coś ekstremalnie skandalicznego i absolutnie przeciwnego do takiego lub takiej siebie, jakimi się znamy. Pochłania nas w jakiejś sferze paranoja. Przestajemy przestrzegać zasad w związku, mamy romans, wywołujemy bijatykę – lub na inne sposoby wrzucamy wielki kij w szprychy codziennego życia.

Załamania są dla każdego wysoce niekomfortowe, stąd – oczywiście – jednym z natychmiastowych impulsów jest oddać ten problem do rozwiązania medycynie i spróbować wyrugować go z pola widzenia, abyśmy mogli zresetować swój stan i wrócić do standardowych spraw.

Jednakże pędzić ku takim rozwiązaniom to nie zrozumieć, dlaczego załamanie trafiło się właśnie nam. Załamanie nerwowe to nie jest jakaś losowa infekcja szaleństwem lub awaria sprzętu, to rzeczywisty – jakkolwiek niejasno przekazany – sygnał, by zadbać o siebie. To próba dochodząca z jakiejś części naszego umysłu, aby przymusić resztę do wejścia w proces rozwoju, wzrostu i zrozumienia siebie, przed czym dotąd się broniliśmy. Paradoksalnie, jest to próba wprowadzenia nas w proces zdrowienia przez przejście przez fazę wielkiego kryzysu.

Ryzykiem związanym z tym jest zatem, że jeśli sprowadzimy załamanie li tylko do problemu medycznego i spróbujemy jak najprędzej od niego uciec, to stracimy okazję na wyciągnięcie lekcji z kryzysu. Załamanie to nie tylko ból, choć oczywiście także, ale oprócz tego to nadzwyczajna okazja do nauki.

Powodem, dla którego się łamiemy, jest, że przez lata nie dbaliśmy zbytnio o elastyczność. Raz po raz warto było nastawić ucha temu, co podpowiada nam umysł, ale co zręcznie i sztywno odkładaliśmy na bok. Ciało komunikowało się z nami bezskutecznie, emocje chciały, byśmy się z nich uczyli – i teraz, po tak długim, zbyt długim, czasie cierpliwości, nasza emocjonalna strona próbuje dobić się do nas ze swoim przekazem w jedyny sposób, który jej został. Stała się zdesperowana – i powinniśmy okazać zrozumienie lub nawet współczucie wobec jej niemej wściekłości. Załamanie mówi nam przede wszystkim, że codzienność to za mało, aby ciągnąć to dalej – że  coś się musi zmienić lub (co jest w uzasadniony sposób przerażające w bezpośrednim kontakcie) że alternatywą wobec tego może być nawet śmierć z własnej ręki.

Dlaczego nie możemy po prostu wysłuchać, czego potrzebuje nasza emocjonalna strona, ze spokojem i w odpowiednim na to czasie – i uniknąć dramatu załamania? Ponieważ nasza świadoma część umysłu jest nieodzownie leniwa i niechętna w stawianiu czoła temu, co ostatecznie załamanie nerwowe mówi nam w sposób wiele brutalniejszy. Przez lata nie słuchamy się choćby własnego smutku, lub że coś nie działa w relacji z kimś, od czego zamiast stawić czoła uciekaliśmy, lub że marzymy o czymś, co zamiatamy na co dzień pod dywan.

Możemy porównać ten proces do rewolucji. Przez lata lud naciska na rząd, aby ten posłuchał jego wymagań i dostosował się. Przez lata rząd daje czcze gesty, ale zatyka jednocześnie uszy – aż pewnego dnia przelewa się czara, ludzie nacierają na pałac czy rządowe budynki, niszczą meble i strzelają losowo tak do winnych, jak i do niewinnych.

Zazwyczaj rewolucje nie kończą się dobrze. Uzasadnione żale i potrzeby ludzi nie są rozwiązywane ani nawet identyfikowane. Zamiast tego toczy się paskudna wojna domowa – czasami, dosłownie, prowadząc do samobójstwa. Tak samo ma się z załamaniem nerwowym.

Dobry specjalista zdrowia psychicznego będzie zatem próbował wsłuchać się, a nie cenzorować kryzys. Będzie w stanie pośród jego specyficzności wychwycić błaganie o więcej czasu dla siebie, o bliższe relacje, o bardziej szczery i spełniający sposób bycia, o akceptację swej seksualności… Zamiast tego zaczynamy pić lub izolować się, pogrążać się w paranoi lub maniakalnie uwodzić.

Kryzys reprezentuje apetyt na rozwój, który nie znalazł innej drogi na swe uzewnętrznienie. Wielu ludzi, po straszliwych miesiącach lub latach załamania powie: „Nie mam pojęcia, czy kiedykolwiek by mi się poprawiło, gdyby najpierw nie zaczęło być bardzo źle.”

W czasie załamania czasem zastanawiamy się, czy pogrążamy się w jakimś szaleństwie. Nie jest tak. Bez wątpienia zachowujemy się niecodziennie, ale pod powierzchownym poruszeniem znajdziemy bardziej skryte, ale logiczne poszukiwanie własnego zdrowia. Nie zachorowaliśmy na nic, już wcześniej byliśmy w chorej sytuacji. Nasz kryzys, jeśli będziemy w stanie przez niego przejść, jest próbą uwolnienia nas z toksycznego statusu quo oraz uporczywym wezwaniem, aby odbudować swoje życie na bardziej autentycznych i szczerych fundamentach

ZACZNIJZYC.NET

Tutaj ten wpis