04 sie Terapia par
Człowiek ma dwie głębokie potrzeby, które były w ciągu jego życia niezaspokojone w różnych obszarach, na róznych etapach rozwoju, w różnych kontekstach sytuacyjnych: Potrzeba przywiązania / więzi oraz Potrzeba uznania / potwierdzenia, że jest w porządku. W obu tych aspektach praktycznie każdy człowiek doznał jakiejś traumy. To w człowieku stworzyło takie pola podatne na zranienie.
O KRYZYSACH PAR I ICH TERAPII
Co może się przyczyniać do kryzysu pary?
Dzisiaj wiele może być spraw, które mogą się przyczyniać do kryzysu par, jednak nie są one inne niż były kiedyś. Natomiast mogą być watki społeczne, związane z tym w jakich warunkach, w jakich czasach żyjemy. Na pewno jest to, zalew informacji, taki klimat zadanioholiczny, w który ludzie wkraczają i w konsekwencji mają np. mniej czasu dla siebie, mniej czasu ze sobą spędzają i pary nie mają czasu na kontakt. To nie jest bezpośrednia przyczyna kryzysów, natomiast to jest czynnik sprzyjający otwieraniu się kryzysów. I to jest taka główna przyczyna z dzisiejszych czasów tzn. taki czynnik sprzyjający, społeczny.
A czy możemy się pokusić o taką typologię źródeł kryzysu? Czy są jakieś wzorce czyli coś, co byłoby jakąś powtarzalnością czy uniwersalnością kryzysów par współcześnie?
Mi bardzo pasuje takie podejście psychoterapii doświadczeniowej do kryzysu paru i tutaj musiałbym się troszeczkę rozwieźć. Mianowicie mówi się o tym, że człowiek właściwie ma takie dwie głębokie, deficytowe potrzeby, które były w ciągu jego życia, głównie w dzieciństwie, sfrustrowane (niezaspokojone).
- Potrzeba przywiązania, więzi
- Potrzeba uznania, czyli takiego potwierdzenia tego kim jest, że jest w porządku.
I można powiedzieć, że zarówno w jednym, jaki i w drugim temacie, każdy człowiek doznał jakiejś traumy typu: opuszczenie, odrzucenie, niesłuszna ocena, krytyka, agresja, umniejszenie, jakaś izolacja? To bardzo różnie i na różnych poziomach głębokości się działo i można powiedzieć, że to w człowieku stworzyło takie pola, jakby podatne na zranienie. Jakieś takie kruche obszary w każdym człowieku, czy to są mężczyźni czy kobiety, w takim czy innym wieku. My mamy takie pola podatne na zranienie.
I w momencie, kiedy łączymy się w pary, gdy przychodzi ten moment to tak by można powiedzieć, że przychodzi nam trochę do głowy, że być może to będzie ten czas, gdzie te potrzeby, ta krucha kruchość zostanie jakoś wyłagodzona, załagodzona, zaleczona i że dostaniemy to, czego nie dostaliśmy? Czyli np. taką absolutną więź, czyli coś takiego, że ktoś będzie miał nas cały czas w swoim polu uwagi albo, że cały czas będzie się nami zachwycał, czyli potwierdzał nasza tożsamość. Oczywiście to jest taki pomysł idealistyczny i to się po prostu nie zdarzy! Można powiedzieć, że w tym pierwszym okresie, kiedy ludzie są razem ta frustracja się nie zdarzy, ale później, jak się razem mieszka, ma się dzieci itd. i właśnie dochodzi jeszcze jakaś zadanioholiczna praca – to tu się zaczynają dziać złe rzeczy. I tu się zaczynają kryzysy.
Ludzie się też różnią rodzajem tych potrzeb i ich głębokością, bo np. może być tak, że mężczyzna będzie miał taką niezaspokojoną potrzebę bliskości, żeby ta zona jego czy kobieta, po prostu z nim cały czas była. A ona z kolei będzie miała w sobie taką kruchość związaną z tym, że cały czas się czuje gorsza, niedoceniona, niewykształcona, niezrealizowana gdzieś tam albo nierealizowana jako matka, gospodyni lub żona i – będzie miała taką potrzebę, żeby on jej mówił, żeby ona gdzieś tam się kształciła, gdzieś to wspierał itd. No, ale on by chciał, żeby ona była z nim.
I wtedy dochodzi do konfliktów na tym tle, bo to w każdym wypadku można powiedzieć, że konflikt jest wyzwalany przez sytuację, komunikację, która ma miejsce np. wyjdziemy z domu czy zostaniemy w domy, bo ty to byś zawsze chciała itd. Wtedy – zamiast Docenienia – ona dostanie Krytykę, on dostanie Opuszczenie i pojawia się Poczucie Krzywdy, bo podatny obszar na zranienie reaguje przede wszystkim poczuciem krzywdy. To jest tak w pierwszym momencie tzn. źródła kryzysu są mniej więcej takie.
Ale z tego, co mówisz Frustracja jest wpisana jakby w rozwój związku?
Tak. Frustracja jest wpisana w rozwój związku i w związek wpisana jest też taka potrzeba progresywna (rozwojowa), nie deficytowa tj. potrzeba atrakcyjności. Ludzie się dobierają dlatego, że się sobie podobają i się w sobie zakochują. I być może Miłość też jest takim czynnikiem, który jest taki leczący i jest gdzieś tam ponad tym wszystkim? Nie mniej, można powiedzieć, że zderzenie z tymi kryzysami to jest coś, czego właściwie każdy doświadcza, czyli sytuacji, kiedy uruchamia się Poczucie Winy, Poczucie Krzywdy, poranione są te kruche obszary, gdy coś się dzieje między partnerami i oczywiście ludzie różnie sobie z tym radzą.
Rozumiem, że kryzys jest wpisany w rozwój związku i też i może być z założenia rozwojowy, w zależności od tego, jak sobie z tym radzimy? Nie da się przejść bez tej Frustracji przez kolejne etapy związku?
Nie da się. Trudno mi jest wyobrazić sobie parę, która się w pełni zaspokaja, czyli te dwie deficytowe potrzeby sobie nawzajem zaspokaja, bo to jest po prostu ponadludzkie. Musieli by żyć w jakimś inkubatorze? To jest po prostu teoretycznie tylko możliwe. To tak nie jest.
I jak tek kryzys jest to samodzielne radzenie sobie z kryzysem jest straszliwie trudne w takim głębszym czy bardziej bolesnym zadawaniu sobie ran, ponieważ ludziom natychmiast przychodzi do głowy pomysł, że skoro sobie zadają rany tzn., że do siebie nie pasują! Że to jest właściwie sygnał, że powinni się rozstać.
A właściwie – tak naprawdę – to jest sygnał o ich Ważności dla siebie, bo oni sobie właśnie wysyłają do siebie te potrzeby, że oni chcieliby czegoś więcej, czegoś bardziej – właśnie od te osoby! Ale oni dopiero mogą to wtedy odkryć i właśnie wtedy takie osoby trafiają na terapię. Ta terapia może być skuteczna, o ile oczywiście nie są to sytuacje – wśród klientów, którzy trafiają na terapię – gdzie wyraźnie jedna osoba jest zaburzona.
Czy dla każdej pary, która identyfikuje u siebie kryzys – która sobie już nie radzi w sposób długotrwały – zalecałbyś terapię par, a kiedy właśnie jest akcent, żeby się zająć sobą i nie zalecałbyś terapii par?
- Nie zalecałbym terapii par wtedy, gdy w grę wchodzi np. czyjeś uzależnienie od alkoholu, środków chemicznych, seksu itd.
- Nie zalecałbym, gdy przy takim pierwszym oglądzie terapeutycznym, jedna osoba jest wyraźnie zaburzona czy też produkuje jakieś objawy, które – powiedzmy – niszczą relację.
Wtedy raczej terapeuci powinni – tak też się normalnie robi – zalecić terapię indywidualną danej osoby. Czasem tak się dzieje, zresztą nie rzadko, że obie osoby kieruje się na terapie indywidualne. Bardzo często wykończeniem terapii indywidualnych jest znowu wspólna praca, wspólne spotkanie pary. To się oczywiście dzieje w innych kontekstach, w innych relacjach terapeutycznych, z innymi terapeutami. Nie może tego robić ten sam terapeuta, który prowadził pacjenta indywidualnie.
Czy możesz przybliżyć trochę czym w ogóle jest terapia par?
Terapia pary jest przede wszystkim pracą nad ‘kontraktem’. To jest taka pierwsza rzecz, żeby pracować w sposób taki przybliżający tych ludzi do siebie nie tylko w takim kontekście komunikacyjnym.
- Często robi się tzw. mediacje rodzinne – to jest taki pierwszy poziom, że ludzie się np. komunikują w sprawie tego, jakiej wysokości będą płacić alimenty na dziecko. To dzieje się wtedy, gdy już bliżej jest do rozstania. Takie mediacje są taką najpłytszą formą oddziaływania na parę, cokolwiek by to nie znaczyło.
- Idąc bardziej w głąb można powiedzieć, że następny poziom to jest taki poziom komunikacyjny, czyli to jak my się do siebie zwracamy? Może przestaniemy używać ocen? Może będziemy mówili ‘komunikatami Ja’, czyli o faktach i o uczuciach? Bardziej będziemy się chwalić, bardziej będziemy się wspierać. No i na tym poziomie komunikacji – takiej pracy też często na jakichś warsztatach małżeńskich – ludzie odzyskują jakiś taki wspólny kierunek, coś tam się łagodzi w środku, następuje poprawa i już więcej terapii nie potrzeba.
- Natomiast jeszcze głębiej się zanurzając można powiedzieć, że teraz już pracujemy nad emocjami. A konkretnie nad tzw. schematami poznawczo-emocjonalnymi u tych osób. I ten schemat poznawczo-emocjonalny można powiedzieć to jest taka nawykowa forma reagowania na pewne znaczeniowo istotne bodźce dla danej osoby, czyli np. jeśli ktoś ma taki poraniony obszar w sobie – nazwijmy to po ludzku, takie Przeczulenie, że jest opuszczany – to on będzie na pewien zestaw bodźców, które produkuje jego partner czy partnerka, reagować w pewien automatyczny i schematyczny sposób. Np. będzie dostawać wścieklizny, będzie atakować albo będzie się obrażać! I to jest nieadekwatne, druga strona tego nie rozumie. Np. kiedy idzie do pracy albo ma więcej pracy albo jej mąż przestaje się do niej odzywać? Ona mówi: Co ci się stało? Nieważne – on mówi. I zaczyna się cały cyrk, ponieważ ta druga strona jest kompletnie niezrozumiała.
Można powiedzieć, że budulce takich schematów dotyczą dalekiej przeszłości. One są gdzieś ukryte w schematach rodzinnych, w sposobie wychowania danego dziecka. Właśnie w rodzaju frustracji (niezaspokojenia) tych potrzeb związanych z więzią i z uznaniem. One się ugruntowały te schematy i w tym życiu małżeńskim one są tak jakby reprodukowane (powtarzane), wyrażane. Są nieadekwatne do obecnej sytuacji – w związku z tym powodują dystrakcję jakąś (rozproszenie uwagi)?
I rolą terapeuty jest pomóc ujawnić te schematy u poszczególnych partnerów. Pomóc im nawzajem te schematy zrozumieć. Czyli, innymi słowy:
- pomóc im zobaczyć u siebie nawzajem te obszary Poranienia, te obszary podatne na zranienie. Jeżeli oni zaczynają widzieć u siebie nawzajem te obszary, że tam jestem Przeczulony, tam mnie łatwo ugodzić, tam jest coś, to
- ostatnim etapem terapii jest nauczenie ich – o ile oczywiście oni są zmotywowani – jak to nawzajem chronić? Jak nawzajem przebudować taki schemat, żeby on już nie był tak Uraźliwy? Mój schemat dla mojej partnerki. Jej schematy dla mnie. Żeby one nie były Urażające.
I w związku z tym, to jest w gruncie rzeczy praca terapeutyczna. Bardzo często żona czy mąż sa świadkami takiej głębokiej pracy terapeutycznej z jedną ze stron. Czyli tu też jest jakby potrzebna i Tolerancja i zaufanie i taka gotowość do przyjęcia tego mojego partnera czy partnerki z jego – również – ograniczeniami, z jego właśnie kruchym obszarem, z jego słabościami.
I żeby tak para zaczęła tak pracować to ważny jest ‘kontrakt’ na początku. Ci ludzie – można powiedzieć – powinni podpisać taką jakby ‘umowę na terapię’, żeby oni byli świadomi tego, że to nie będzie tak, że ja już się narobiłem, się nacierpiałem, a teraz twoja kolej! Że w ogóle ta filozofia tutaj całkowicie odpada. Dalej, że to jest Inwestycja. Dalej, że to jest np. Cierpliwość i pewna Frustracja (niezaspokojenie) moich potrzeb po to, żeby stworzyć warunki i przestrzeń dla tej drugiej osoby. Że tu jest cała – można powiedzieć – ‘kultura bycia’ w trakcie tej terapii, żeby to zadziałało, żeby ten proces zaistniał. Natomiast jest to niezwykle skuteczne, jeśli ludzie zaczynają widzieć siebie nawzajem, rozumieć siebie nawzajem, rozumieć te swoje kruche punkty i pomagać sobie, a nie je niszczyć. Zaczynają wtedy wierzyć, że są naprawdę dla siebie Ważni i Potrzebni, w dodatku.
To taka podróż, która nie widomo gdzie nas poprowadzi? Myślę sobie o tym spotkaniu partnerów, o tym, że to się okazuje odkrywaniem przed sobą kart, które – być może – długo były przed sobą skrywane?
Tak, one były może nie tyle skrywane, ile kompletnie nieświadome! One mogły być nigdy nie reflektowane (niechciane, nieoczekiwane), nie werbalizowane (niewypowiedziane na głos).
Faktem jest, że na to jest stosunkowo mało czasu, ponieważ to się powinno zamknąć w 10-12 max. 1,5-godzinnych sesjach, taka praca.
Rozumiem, że potrzeba dużego zaangażowania i właśnie takiej gotowości partnerów, żeby to się w ogóle mogło zadziać?
Tak. No i też – można powiedzieć – pewne kompetencje terapeuty tutaj są ważne. To jest trudna praca. Praca energochłonna bardzo. Praca z parą jest pracą o takim ‘dużym ciężarze właściwym – bym powiedział? Taka bardzo angażująca terapeutę.
Praca z parą jest taka niezmiernie dynamiczna i też taka wciągająca w rozstrzyganie sporów, kto ma rację, kto bardziej cierpi?
Jest duża grupa terapeutów, która mówi: Ja z parami nie będę pracować! Tzn. duża grupa, która albo ma urazowe doświadczenia w roli terapeuty w pracy z parą i po prostu się wycofała z tego? Albo też uważa, że może to jest nieskuteczny poziom? Albo też ma własne doświadczenia z byciem w parze, które – w pewnym sensie – determinują (wyznaczają) jej postawę?
Ale też powiedziałbym, że jest grupa, która wyjątkowo chętnie pracuje z parami, bo to jest praca przyjemna mimo, że czasem bardzo trudna.
To też taka jest kwestia podkreślana – że to taki ‘polski temat’ – kwestia przemocy w parze, agresji. Czy jeżeli ktoś jest ‘damskim bokserem’, prawda, i para przychodzi to czy można taką metodą, o jakiej mówiłem, pracować? No, w zasadzie nie! Być może to jest znowu tak, że to jest pan na terapię indywidualną lub być może taka pani, która przychodzi na terapię jako ofiara przemocy ze swoim ‘syndromem ofiary przemocy’ – też powinna iść na terapię indywidualną i w zasadzie na ten moment nie można tak pracować z parą.
Często problemem podstawowym jest ustalenie czy z daną parą pracować czy też lepiej nie pracować, skierować na indywidualną terapię itd.?
Jeśli już terapeuta umie to robić, umie to różnicować – to jednak czasem, można powiedzieć, jest ten proces i on nie idzie? Czasem coś zaczyna się blokować?
Bardzo często tym obszarem są te początkowe sesje dotyczące kontraktu, takiej niepewności np. tego czy ta para rzeczywiście jest gotowa do Inwestycji w siebie? Czy rzeczywiście tak jest, że po obu stronach jest? Czasem trudno tego dociec. Czasem są partnerzy, którzy to deklarują w taki mglisty sposób: „No, tak przyszedłem no, bo ona chciała no, w zasadzie to mi zależy…” No, ale nie do końca! To tak, jakby to było warunkowe? Więc, terapeucie często trudno jest ustalić ten kontrakt, zrobić ten kontrakt.
Natomiast, jak to się zdarzy, jak ta praca nad takim rozpoznawaniem schematów w różnych sytuacjach będzie przebiegała? Często się pracuje właśnie na konkretnych wydarzeniach, że: „było tak i tak, gdzie ona mi powiedziała…, a ja tak zareagowałem”. Trudny może być moment ten energetyczny właśnie, że w czasie sesji ktoś się np. wzburzy! Ludziom na terapii łatwo jest się – jak to się mówi – nakręcić, czyli wejść w te tory schematów, tych dysfunkcyjnych, i nawzajem siebie poszarpać jakoś na sesji. Więc, tu terapeuta może czasem mieć taki problem – np. jest łagodną osobą, w miarę cichą itd. – żeby wyjść z taką dynamiczną interwencję, żeby np. nie dopuścić do eskalacji oskarżeń i tych poczuć krzywdy itd.
FB-OSRODEKINTRA
Rozmowa z Piotrem Fijewskim – psychoterapeutą [23 min]