Agnieszka Moroz | Szczęście
16078
post-template-default,single,single-post,postid-16078,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-13.1.2,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive
 

Szczęście

Szczęście

Umierający ludzie żałują przede wszystkim niespełnienia w relacjach. Nie majątku czy osiągnięć. Ale też bardzo żałują, jeżeli nie żyli swoim życiem. To oznacza, że źródłem szczęścia jest tylko taka relacja, która pozwala nam na bycie sobą.

Dlaczego w ostatnich latach szczęście urosło do miana jednej z najważniejszej wartości?

Trochę mają w tym udział nasi mówcy motywacyjni. Żeby mieć klientów wmawiają ludziom ten paradygmat, że bez szczęścia nie ma życia, nie da rady. Ludzie łakną być pozytywnie zaczarowani. Niezależnie od skali nadużycia, nieprawdy, obietnic bez pokrycia.

Czym dla ludzi jest dziś szczęście?

Myślę, że tak naprawdę szczęściem, którego poszukujemy jest poczucie dowartościowania i docenienia oraz wypełnienie samotności. Szczęście składa się z poziomu doznań, czyli przyjemności oraz poziomu egzystencjalnego, gdzie pytamy o sens. Jeżeli człowiek ma cel, poczucie znaczenia tego co robi (niezależnie od tego czy chce pomóc chorej mamie, czy sam wyjść z jakiegoś kryzysu, czy są to cele biznesowe czy sportowe), to poczucie tego celu wyzwala w nas oksytocynę – hormon czułości. Ten sam wydziela się, gdy się dotykamy wzajemnie, czy patrzymy sobie w oczy. Czyli nagle okazuje się, że i na poziomie doznań i na poziomie egzystencjalnym chodzi o uczucia. Teraz w USA ogłasza się wyniki chyba najdłuższych w historii psychologii i medycyny badań nad szczęściem i zdrowiem ludzi. Zaczęto je robić już w 1938 roku. Do badania zaproszona najpierw kilkuset studentów Harvardu (między innymi Johna Kennedy’ego). Z czasem dołączono do tego mieszkańców Bostonu, ale tym razem ludzi z niskim wykształceniem, często z marginesu społecznego. I pytano ich cyklicznie przez kilkadziesiąt lat: „Co jest dla ciebie sensem życia i źródłem szczęścia?” I większość badanych mając 20-30 lat mówiło, że pieniądze i sława. Koło 40-stki zaczęli mówić różnymi słowami coś, co powtarzali już do śmierci i tym czymś były relacje. Okazało się, że rzeczywistym źródłem szczęścia dla człowieka, który już coś przeżył i popróbował są wyłącznie relacje. Relacje intymne, miłosne, społeczne. To jest podstawowe źródło szczęścia. Co więcej, udało się w tych badaniach wykazać, że ludzie którzy odczuwają spełnienie w obszarze relacji, mają znacznie lepsze parametry przeżycia i zdrowia. Jaki z tego wniosek? Dbaj o swoje ciało i zdrowie, ale dbaj też o relacje, traktując je szerzej niż miłość, bo one decydują w największym stopniu o zdrowiu twojego mózgu. Więc wracając do głównego tematu naszej rozmowy wychodzi na to, że to samotność i niskie poczucie własnej wartości są źródłem największego nieszczęścia.

Jeżeli mówimy o relacji, która daje szczęście, to na pewno musi być w niej symetria, wymiana, współodczuwanie i szacunek. Gdybyśmy do Polski chcieli adaptować te wyniki, to trzeba się zastanowić czym dla nas są zdrowe relacje? No, bo jeśli mówimy o małżeństwach, w których się ze sobą nie rozmawia, żyje się obok, albo kompletnie zanikła więź intymna, to wtedy to nie jest relacja, tylko spółka z ograniczoną odpowiedzialnością zawiązana najczęściej dla dobra dzieci, albo wspólnych kredytów. Więc trzeba pytać o kryteria. Moje byłe wydawnictwo wydało jakiś czas temu książkę „Czego najbardziej żałują umierający” i z przeprowadzonych tam badań wynika, że ludzie żałują przede wszystkim niespełnienia w relacjach. Nie żałują majątku czy osiągnięć. Ale też bardzo żałują, jeżeli nie żyli swoim życiem. To oznacza, że źródłem szczęścia jest tylko taka relacja, która pozwala nam na bycie sobą. Jeżeli mamy to bycie sobą i mamy tę relację, to jesteśmy w domu. I nad tym trzeba często pracować i do tego bywa nam potrzebny duchowny, coach, mentor, psycholog.

Jak pracować nad szczęściem?

Szczęście to jest proces, w którym warto zbierać ważne momenty. To nie jest stan, który przychodzi raz na zawsze. On odchodzi i powraca. Dla mnie to hasło „Collect moments not things” oznacza, by szukać i zbierać momenty bliskości, empatii, autentyczności. Niezależnie czy sięgniemy po poradę do stoików czy do taoizmu, to różnymi drogami dojdziemy do tego, że cała sztuka polega na tym, by przyjmować i przetwarzać to, co nas spotyka. Tylko na tyle dbać o swoją przytomność, dojrzałość i o siebie, żebym ja miał „to coś”, co przychodzi do mnie, a nie żeby „to coś” miało mnie. Czyli zastanowić się na ile ja mam swój smutek czy gniew, któremu mówię „witaj, pobędę z tobą, może się rozejdziesz”, a na ile to on mnie łapie za gardło, a ja go jeszcze karmię.

Może szczęście to po prostu wymysł marketingowy, który zmusza nas do wydawania pieniędzy na sesje z coachem albo kupowanie gadżetów, które mają mi sprawić przyjemność?

Ludzie tak naprawdę nie kupują szczęścia, tylko doznania, które pojawiają się w trakcie pracy nad szczęściem. Ludzie cyniczni w biznesie mówią, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A przecież wiadomo, że nie chodzi o pieniądze, tylko o honor, o ego, o zawiść, o władzę. Może być więc tak, że jak szukamy szczęścia, to tak naprawdę szukamy przyjemnych doznań, np. w grupie z coachem, który mówi „stać cię na to, jesteś fajna”. Ludzie bardziej szukają doznania szczęścia, doznania bycia sobą, rozpłynięcia się w swojej samotności lub rzeczywistego jej przekroczenia, niż szczęścia, które jest produktem na przyszłość.

Może szczęście to po prostu wymysł marketingowy, który zmusza nas do wydawania pieniędzy na sesje z coachem albo kupowanie gadżetów, które mają mi sprawić przyjemność?

Ludzie tak naprawdę nie kupują szczęścia, tylko doznania, które pojawiają się w trakcie pracy nad szczęściem. Ludzie cyniczni w biznesie mówią, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. A przecież wiadomo, że nie chodzi o pieniądze, tylko o honor, o ego, o zawiść, o władzę. Może być więc tak, że jak szukamy szczęścia, to tak naprawdę szukamy przyjemnych doznań, np. w grupie z coachem, który mówi „stać cię na to, jesteś fajna”. Ludzie bardziej szukają doznania szczęścia, doznania bycia sobą, rozpłynięcia się w swojej samotności lub rzeczywistego jej przekroczenia, niż szczęścia, które jest produktem na przyszłość.

A jak pan dąży do szczęścia?

Ja osobiście – jeżeli akurat nie rozmawiam z dziennikarzem, literatem, albo nie jestem na zajęciach związanych z egzystencją – to nie rozpatruję swojego życia w kategoriach tego czy jestem szczęśliwy czy nie? Na pewno nie dążę już do szczęścia, ale dążę do przyjemności, do dobrych doznań. Ale też ciągle sprawdzam czy to, co robię, albo z kim się spotykam ma sens. Od pięćdziesiątych urodzin, kiedy wykasowałem ze swojego kalendarza 70 adresów, to właściwie co roku ograniczam ilość kontaktów, z uwagi na ich jakość. Jestem smakoszem. Liczy się dla mnie jakość doznania, rozmowy, strawy: fizycznej, artystycznej czy duchowej. Ja bym chciał zostawić po sobie taki ślad, że byłem smakoszem życia, a nie taki, że założyłem firmę…

To przyszło z wiekiem?

Trochę tak. Bo był czas, kiedy faktycznie się rozmieniałem. Ale zawsze korciło mnie, żeby jednak w tym się zatrzymywać. Może dlatego, że przez kilkanaście lat praktykowałem zen. Odkrywam moc minimalizmu w estetyce i codziennym życiu.

WEMEN.PL

Czytaj cały rtykuł