Agnieszka Moroz | Opowieść o kobiecym doświadczeniu…
15548
post-template-default,single,single-post,postid-15548,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-13.1.2,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive
 

Opowieść o kobiecym doświadczeniu…

Opowieść o kobiecym doświadczeniu…

Opowieść o kobiecym doświadczeniu – bezkompromisowa, mądra, do bólu prawdziwa

‘ „Wystarczy się umalować. Wyjedź gdzieś. Zacznij się zdrowo odżywiać, zobaczysz jak poprawi ci się humor”. – Pęcznieję od porad on-line i off-line. Każda z tych porad implikuje jednak podjęcie działania, do którego jestem chwilowo niezdolna.

Zaczynam gubić słowa, zdania, zapominam. Coraz trudniej przypomnieć mi sobie po co przyjechałam do centrum handlowego? Stoję bezradna na środku hali sprzedażowej. Znów jestem ubrana w odzież dzianinową. Jest to trochę mylące, bo podczas ostatniego zdiagnozowanego epizodu depresyjnego ubierałam się nadzwyczaj widowiskowo, uprawiałam dużo sportu, dbałam o regularność sprzątania, unurzana w kojącej kontroli rzeczywistości. A może to było już po tym jak dostałam pigułki? Nie pamiętam, mamroczę do siebie rozkojarzona, stojąc na środku sklepu. Może powinnam znów iść po pigułki? Przez chwilę kontempluję gromadzący się powoli z tyłu głowy wstyd, który z pewnością pojawi się, kiedy znów przekroczę drzwi gabinetu. Halo, to znowu ja. Znów się nie udało. Słyszę w wyobraźni, jak maskuję zmieszanie przed lekarzem. Wstyd mi przed nim, że przerasta mnie zwykłe życie. A jeśli tym razem mnie skarci? Wyobrażony wstyd jest na tyle palący, że zaczynam się pocić, chociaż stoję w okolicy wielkich lodówek z nabiałem.
Mąż przygląda mi się uważnie.
– Masz zapadnięte policzki – mówi w końcu.
– Tak? – Gdzieś tam w środku wybucha triumfalna mikropetardka. Mam zapadniete policzki! Przecież to widoczny, namacalny znak. Usprawiedliwienie.
Ktoś zdejmuje mi z ramion ciężar odpowiedzialności za samopoczucie. Przynajmniej przed mężem nie muszę już ukrywać, jak bardzo gubię się między półkami w markecie, jak zastygam nad garnkiem z rosołem, jak tępo patrzę w ciemniejącą za oknem ulicę podczas wlokących się w nieskończoność jesiennych popołudni ‘