Agnieszka Moroz | Gwałt
16306
post-template-default,single,single-post,postid-16306,single-format-standard,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-13.1.2,qode-theme-bridge,wpb-js-composer js-comp-ver-5.4.5,vc_responsive
 
Relacje / Trauma

Gwałt

Gwałt

Gwałt jest zawsze winą gwałciciela, nigdy kobiety. Mimo to realia są takie, że gwałciciel nie tylko najczęściej unika jakiejkolwiek odpowiedzialności, ale też najprawdopodobniej krzywdzi kolejne kobiety!

U ofiar gwałtów bardzo często występują te same symptomy, co u żołnierzy wracających ze stref wojny. Należą do nich bezsenność, powracające koszmary, depresja, izolacja, nadwrażliwość, uporczywe wspomnienia, myśli samobójcze, napady agresji, stany lękowe oraz dojmujące poczucie braku jakiejkolwiek kontroli w świecie. Powszechnym zachowaniem jest obwinianie samej siebie o to, co się stało. Ten mechanizm działa szczególnie wtedy, gdy gwałcicielem jest znajomy, ktoś, komu kobieta ufała. Gwałt jest zawsze winą gwałciciela, nigdy kobiety. To oczywistość, którą trzeba na okrągło powtarzać. Mimo to realia są takie, że gwałciciel nie tylko najczęściej unika jakiejkolwiek odpowiedzialności, ale też najprawdopodobniej krzywdzi kolejne kobiety.

Jon Krakauer: Gwałt jest zawsze winą gwałciciela, nigdy kobiety

Cierpienie, jakie fundujemy jako społeczeństwo ofiarom gwałtu, jest nawet bardziej destrukcyjne niż szkoda wyrządzona mężczyznom fałszywie oskarżonym o gwałt. I żebyś dobrze zrozumiała, co mówię: kobiety są gwałcone znacznie częściej niż niewinni mężczyźni stają się ofiarami fałszywych oskarżeń o napaść seksualną – mówi Jon Krakauer, amerykański pisarz i dziennikarz, autor książki „Missoula. Gwałty w miasteczku uniwersyteckim”.

Beau znał Allison kilkanaście lat. Przyjaźniliśmy się od dziecka – powie ona. Była moją młodszą siostrzyczką – przyzna on. Beau zgwałcił Allison pewnej wczesnojesiennej nocy, bo zwyczajnie miał na to ochotę. Wcześniej razem dorastali w Missouli – 70-tysięcznym amerykańskim mieście w stanie Montana. Bywali w swoich domach, mieli wspólnych znajomych, chodzili do tego samego liceum, gdzie trenowali sport. Ona – lekkoatletykę. On – futbol. Osiągnięcia sportowe zapewniły obydwojgu stypendia uniwersyteckie. Allison wyjechała studiować do wschodniego Oregonu, Beau podjął naukę na rodzimym uniwersytecie, zasilając szeregi Grizzlies, drużyny futbolowej fanatycznie wielbionej przez mieszkańców. Podczas jednej z wizyt u rodziny Allison, namówiona przez przyjaciółkę, pojechała na imprezę do domu Beau. Wśród dawno niewidzianych znajomych bawiła się doskonale, dlatego szybko przestała liczyć wypijane kolejno drinki. Zasnęła w ubraniu na kanapie, przykryta kocem przez przyjaciółkę. Obudziła się, leżąc na brzuchu z twarzą wciśniętą w tę samą kanapę, bez spodni i majtek, czując potworny ból w kroczu. W tej właśnie chwili była gwałcona przez swojego przyjaciela. Udawała, że śpi, bo ważąc kilkadziesiąt kilogramów mniej od swojego oprawcy, nie miała szans na obronę. Mogła krzyczeć, ale bała się o swoje życie. Gwałt zgłosiła policji dopiero po 15 miesiącach i był to początek kolejnej traumy.

Allison to jedna z wielu ofiar gwałtów, jakie miały miejsce na terenie kampusu uniwersyteckiego w Missouli. Niebawem na fali burzy medialnej miasto okrzyknięto stolicą gwałtu. Niesłusznie, badania pokazują, że liczba odnotowanych w nim napaści seksualnych nie odbiega od statystyk prowadzonych w amerykańskich aglomeracjach o podobnej wielkości. Gwałt jest zjawiskiem powszechnym.

W książce „Missoula. Gwałty w miasteczku uniwersyteckim” Jon Krakauer nie tylko oddaje głos skrzywdzonym kobietom, ale też odsłania szereg społecznych, politycznych i systemowych mechanizmów wspierających kulturę gwałtu. Nam opowiada o kilku z nich.

W książce przywołujesz badania, według których w Stanach Zjednoczonych aż 85 proc. sprawców gwałtów to osoby doskonale znane ofiarom – członkowie rodziny, partnerzy, przyjaciele czy dalsi znajomi. Mimo to w kolektywnej wyobraźni zarówno Amerykanów, jak i Polaków gwałciciel jest zamaskowanym bandziorem czyhającym na bezbronne kobiety w ciemnej uliczce czy parku. Nie rozumiemy, czym jest gwałt, czy raczej nie chcemy zaakceptować jego powszechności, bo to zburzyłoby nasz obraz świata?

W amerykańskim społeczeństwie panuje głębokie zakłamanie co do tego, jak często dochodzi do gwałtów, kim są i jak naprawdę działają gwałciciele. Od lat wmawiamy sobie, że gwałt jest zjawiskiem rzadkim, a gdy już się wydarzy, wygląda tak: napastnik wyskakuje zza rogu, wymachując bronią, obezwładnia nieznajomą ofiarę, a potem ją gwałci. To nie tylko kłamstwo, ale i bardzo szkodliwy mit. Gwałt jest bowiem zjawiskiem znacznie bardziej powszechnym, niż nam się wydaje. Do tego przytłaczająca większość ataków jest popełniana przez mężczyzn, którym ofiary ufają, nie wyobrażając sobie, że mogłyby z ich strony doświadczyć jakiejkolwiek formy przemocy. Gwałciciele są uroczy, szarmanccy, charyzmatyczni, popularni w towarzystwie i szanowani przez otoczenie. Nierzadko są uznawani za filary swojej społeczności. Naprawdę nie muszą czyhać na swoje ofiary w krzakach z bronią w ręku. By je zdominować, uciekają się do bardziej podstępnych środków, jak alkohol, narkotyki, zastraszanie, szantaż czy ukryte za społecznym konwenansem pogróżki. My natomiast wolimy wierzyć w bandytę w kominiarce, bo taki obraz gwałciciela jest znacznie wygodniej i łatwiej zaakceptować.

Takiego kogoś przecież nikt z nas nie zna. 

Według psychologów ofiarom przemocy seksualnej znacznie trudniej poradzić sobie z traumą, gdy sprawcą jest ktoś znajomy. Wówczas przemoc niszczy cały dotychczasowy świat, a przede wszystkim podważa sens ufania komukolwiek. Ofiara zaczyna wierzyć, że każdy może ją skrzywdzić, a niebezpieczeństwo czai się wszędzie. Gwałt towarzyski [dokonany przez osoby znane ofierze, w okolicznościach uznanych za bezpieczne – przyp. red.] kompletnie zaburza podstawową zdolność oceny sytuacji, czyniąc z najprostszych, codziennych czynności wyzwania ponad siły. Przede wszystkim ofiara nie wierzy samej sobie, przez co cały świat zmienia się w miejsce przerażające i nieprzewidywalne. Nie ma się czemu dziwić, w końcu gwałt towarzyski poprzedzają sytuacje niewinne i zdawałoby się bezpieczne, dlatego potem tak trudno, jeśli to w ogóle możliwe, odbudować zaufanie do drugiego człowieka.

W ramach międzynarodowej akcji #metoo coraz więcej kobiet ujawnia, że w pewnym momencie swojego życia były ofiarami przemocy seksualnej. Niektórzy działania te określają jako szerzenie „paranoi gwałtu”, sugerując że teraz każdy mężczyzna stanie się potencjalnym gwałcicielem. Statystyki ujawniają jednak kompletnie inną prawidłowość: gwałcicieli jest niewielu, ale są oni przestępcami seryjnymi. Oznacza to, że jeśli ktoś dopuścił się gwałtu, prawie na pewno skrzywdzi inną kobietę. Według innych statystyk około 20 proc. obywatelek Stanów Zjednoczonych doznało przemocy seksualnej [sic!]. Zestawienie tych wyników sugeruje, że ogromna liczba napaści na tle seksualnym jest popełniana przez stosunkowo niewielką grupę mężczyzn, co z kolei dowodzi, że zawodzą procedury wykrywania i karania tego rodzaju przestępstw. Jakie są podstawowe uchybienia policji i sądów w tej materii?

Badania pokazują, że prokuratura formułuje akt oskarżenia w przypadku niecałych 5 proc. zgłoszonych gwałtów. Przypomnijmy, że większość przestępstw seksualnych nigdy nie trafia do policyjnych akt. Zaledwie ułamek przypadków staje się więc przedmiotem zainteresowania amerykańskiego systemu sprawiedliwości. Z tego ułamka należy wykroić kolejną mikrocząstkę, ponieważ jedynie 3 proc. spraw o gwałt kończy się skazaniem sprawcy na karę więzienia. Najczęściej niezbyt długą. W Polsce za gwałt grozi kara od 2 do 12 lat więzienia. Średnia długość odsiadki to około 3 lat, ale ze statystyk wynika, że wielu przestępców otrzymuje wyrok w zawieszeniu.

W moim kraju, gdy ktoś zostanie zgwałcony, ma niemal 90-procentową pewność, że jego oprawca nie zostanie w żaden sposób pociągnięty do odpowiedzialności. Nie dziwi więc, że aż 80 proc. przypadków w ogóle nie jest oficjalnie zgłaszanych policji. Znając realia, ofiary wolą milczeć, bo uruchomienie procedury śledczej prawdopodobnie skaże je na jeszcze większe cierpienie.

Milcząc, ofiary skazują się na cierpienie w samotności, mówiąc, skazują się na piekło zgotowane im przez innych –  to w twojej książce chyba najbardziej przerażające.

Domagając się sprawiedliwości, kobiety na każdym kroku muszą znosić zarzuty o niewłaściwe prowadzenie się czy seksualną rozwiązłość. Są permanentnie atakowane, wyzywane i upokarzane w mediach społecznościowych. Procedury i realia systemu sprawiedliwości właściwie zmuszają je do przeżywania traumy na nowo. Biorąc pod uwagę przywołane statystyki, ich ogromny wysiłek nie zostanie wynagrodzony, ponieważ gwałciciel najprawdopodobniej uniknie kary.

W czym tkwi problem?

Po pierwsze, amerykański system sprawiedliwości jest zaprojektowany tak, by przede wszystkim zapobiec skazaniu osoby niewinnej. Priorytet ten jest ważniejszy od dociekania prawdy czy walki o sprawiedliwość. Każdy młody prawnik, chcący zostać obrońcą, uczy się, że lepiej, gdy dziesięciu winnych uniknie kary, niż gdy jeden niewinny wyląduje za kratkami. Procedury karne działają więc na korzyść oskarżonego, a nie osoby, która zarzuca mu popełnienie przestępstwa. W swej istocie jest to podejście słuszne, świadczące o demokratycznym charakterze społeczeństwa. Niemniej jednak w przypadku oskarżeń o gwałt staje się ono problematyczne. Dlaczego?  Z tego prostego powodu, że ta zbrodnia jest postrzegana przez społeczeństwo w zupełnie odmienny sposób. Gwałt to jedyne tak poważne przestępstwo, w którym podejrzenia w pierwszej kolejności kierowane są wobec ofiary. To ona zamiast sprawcy staje się przedmiotem rozważań: kłamie czy mówi prawdę.

Do tego dochodzi kwestia tendencyjnego traktowania oskarżeń wysuwanych przez kobiety. Niestety, nadal mamy z tym do czynienia w Stanach Zjednoczonych, dzięki czemu obrońcy gwałcicieli zmieniają postępowanie procesowe w niekończący się atak na moralność, prawdomówność czy zrównoważenie psychiczne ofiary. By doszło do skazania, prokuratura musi przedstawić bardzo mocne dowody.

W Polsce przypuszczenie, że ofiara gwałtu kłamie, przesadza, a nawet sama jest sobie winna, niestety też jest bardzo częste. Okazuje się, że fałszywe oskarżenia o napaść seksualną to od 2 do 10 proc. zgłoszonych przypadków.

Jak powinniśmy reagować, gdy w przypadku gwałtu towarzyskiego słowo świadczy przeciwko słowu?

Oczywiście, że każde oskarżenie o gwałt powinno być skrupulatnie zbadane przez organy do tego powołane. Niemniej jednak tyle samo wysiłku powinno zostać włożone w dochodzenie do prawdy i zapobieganie niesprawiedliwości, a ta w tym przypadku oznacza uniknięcie kary przez kogoś, kto dopuścił się gwałtu.

Porażka, jaką ponosimy jako społeczeństwo, zdejmując z gwałcicieli odpowiedzialność za popełnione czyny, przyczynia się do żywotności wyjątkowo podłego mitu, według którego oskarżenia o gwałt to często akt zemsty na mężczyźnie porzucającym kobietę, chęć zwrócenia na siebie uwagi czy sposób na poradzenie sobie z niesmakiem wobec samej siebie. Ofiary gwałtu, napiętnowane jako kłamczuchy albo osoby niezrównoważone psychicznie, są w efekcie poniżane, marginalizowane i ośmieszane, co prowadzi do jeszcze większego rozpadu emocjonalnego i zmniejsza szansę na poradzenie sobie z traumą.

Okazuje się, że u ofiar gwałtów bardzo często występują te same symptomy, co u żołnierzy wracających ze stref wojny. Należą do nich bezsenność, powracające koszmary, depresja, izolacja, nadwrażliwość, uporczywe wspomnienia, myśli samobójcze, napady agresji, stany lękowe oraz dojmujące poczucie braku jakiejkolwiek kontroli w świecie. Niestety, badania pokazują, że chcąc poradzić sobie ze społecznym ostracyzmem i cierpieniem psychicznym, ofiary gwałtów często szukają ratunku w używkach albo podejmują zachowania wysoce ryzykowne. Niemożliwe staje się nawiązanie relacji intymnych z drugą osobą. Co więcej – czasem ofiary usiłują poradzić sobie z traumą, inicjując sytuacje przypominające doświadczoną wcześniej przemoc. Psycholodzy ten sposób radzenia sobie z cierpieniem nazywają „powtarzaniem traumy”. Twierdzą, że w ten sposób skrzywdzone kobiety nieświadomie próbują odzyskać kontrolę nad traumatycznymi przeżyciami, umożliwiając ich wygaszenie. Niestety, w rzeczywistości ten sposób działania jedynie wzmaga ból.

Zbyt często zapominamy o tym, że cierpienie, jakie fundujemy jako społeczeństwo ofiarom gwałtu, jest nawet bardziej destrukcyjne niż szkoda wyrządzona mężczyznom fałszywie oskarżonym o gwałt. I żebyś dobrze zrozumiała, co mówię: kobiety są gwałcone znacznie częściej niż niewinni mężczyźni stają się ofiarami fałszywych oskarżeń o napaść seksualną. Publiczne oskarżenie kogoś o gwałt wymaga absolutnej odwagi, bo zmusza do ponownej konfrontacji z napastnikiem, który w oczach wielu ludzi jest ofiarą pomówień.

Ofiary gwałtu są często szczegółowo wypytywane o ich dziwne zachowania przed, podczas i po akcie przemocy. Dlaczego nie krzyczałaś? Dlaczego się nie broniłaś? Czemu nie uciekałaś? Czemu nie poszłaś od razu na policję? W twojej książce jedna z ofiar po doznanej napaści podwozi swojego oprawcę do domu. Jak wytłumaczyć tego typu reakcje?

Nie istnieje żaden wzorzec zachowania osób, które właśnie zostały zgwałcone. Ofiary znajdują się w stanie szoku, nie są zdolne do racjonalnej oceny tego, co się stało. Tak potwornie traumatyczne zdarzenie wpływa na biochemię mózgu. Zauważ, że wspomnienia gwałtu funkcjonują w pamięci zupełnie inaczej niż ślady zwykłych zdarzeń.

Ofiary często same przed sobą nie potrafią przyznać, że zostały zgwałcone, wmawiają sobie, że nic wielkiego się nie stało. Dlatego po zdarzeniu zachowują się wobec napastnika normalnie. W ten sposób bowiem próbują uwierzyć, że ich życie będzie dokładnie takie samo jak przed napaścią.

Innym powszechnym zachowaniem jest obwinianie samej siebie o to, co się stało. Ten mechanizm działa szczególnie wtedy, gdy gwałcicielem jest znajomy, ktoś, komu kobieta ufała.  Jakkolwiek wydaje się to irracjonalne, daje złudzenie odzyskiwania kontroli. Akceptacja przez kobietę faktu, że właśnie zgwałcił ją ktoś, komu ufała, jest znacznie bardziej przerażająca niż obwinianie o wszystko siebie. Ofiary powtarzają więc sobie: to moja wina, muszę naprawić to, co zrobiłam źle.

Nie wydaje ci się szokujące, że jako społeczeństwo oczekujemy od ofiary określonego zestawu zachowań, by jej świadectwo uznać za prawdopodobne?

To jest zwyczajnie nikczemne. Gwałt jest zawsze winą gwałciciela, nigdy kobiety. To oczywistość, którą trzeba na okrągło powtarzać. Mimo to realia są takie, że gwałciciel nie tylko najczęściej unika jakiejkolwiek odpowiedzialności, ale też najprawdopodobniej krzywdzi kolejne kobiety!

WEEKEND.GAZETA.PL

Tutaj ten artykuł